W reportażu kanadyjskiej telewizji można wyraźnie zobaczyć, że Robert Kubica kuleje na prawą nogę. Poza tym wszystko świadczy o tym, że polski kierowca czuje się już dobrze.

Reklama

Kamień spadł wszystkim z serca

Cała Polska odetchnęła z ulgą, kiedy Robert opuścił szpital. Bo przecież jeszcze niespełna 24 godziny temu wszyscy drżeliśmy o jego zdrowie. Jego wypadek wyglądał tak makabrycznie, że cudem można nazwać to, iż Polak wyszedł z niego praktycznie bez szwanku. "Czuję się dobrze, nic mnie nie boli. Składam serdeczne podziękowania całej służbie medycznej - tej na torze, która otoczyła mnie opieką tuż po wypadku, oraz tej ze szpitala" - mówił Kubica po wyjściu ze szpitala. "Teraz, najszybciej jak to będzie możliwe, odlecę do Indianapolis i mam nadzieję, że w niedzielę wystartuję w kolejnym wyścigu Grand Prix" - dodał z uśmiechem.

Po czym na oczach zaskoczonych dziennikarzy z całego świata sam usiadł za kierownicą auta i odjechał do hotelu.

Nie wiadomo, czy Robert pojedzie w niedzielę


Na początku mówiło się, że Kubica może mieć złamaną nogę w kostce, ale na szczęście skończyło się tylko na skręceniu. Polak miał też wstrząśnienie mózgu. Dlatego opiekowali się nim neurolodzy, którzy przeprowadzali dziś specjalistyczne badania.

To, że Kubica opuścił szpital i szykuje się do wyścigu, nie oznacza, że na pewno wystartuje w Grand Prix USA w przyszły weekend, na co czekają wszyscy fani Formuły 1 w Polsce. Nasz zawodnik być może będzie musiał zrobić sobie przerwę. Ale już w środę leci do USA.






Team Kubicy nie chce jeszcze o niczym przesądzać. "Za wcześnie, by cokolwiek rozstrzygać. Wszystko się okaże w ciągu najbliższych dni i wtedy podejmiemy decyzję o obsadzie miejsca w drugim bolidzie" - mówi szef BMW Sauber, Mario Theissen. Decyzja ma zapaść w czwartek. Polaka może zastąpić jeden z niemieckich kierowców testowych: 19-letni Sebastien Vettel lub 25-letni Timo Glock.

Reklama

Dramat na torze w Montrealu

Tak koszmarnego wypadku nie było w F1 od lat. Dramat nastąpił na 27. okrążeniu. Zajmujący w tym momencie wyścigu 13. miejsce Kubica próbował wyprzedzić jadącego przed nim Jarno Trullego. Pędził ponad 200 km/h. Nieudany manewr przed dziesiątym zakrętem skończył się zetknięciem z samochodem Toyoty.

Zepchnięty z toru bolid Kubicy stracił przyczepność, a jego przód uniósł się w powietrze. Ułamek sekundy później Kubica już nie jechał, a leciał. Rozpędzony wóz uderzył w betonowy mur i odbił się od niego z impetem. Siła uderzenia odrzuciła zdemolowany bolid z powrotem na tor, po którym kilka razy koziołkował. Zatrzymał się na boku kilkaset metrów dalej od miejsca, w którym po raz pierwszy zetknął się z bandą.

Reklama

Z naszpikowanego elektroniką cacka został tylko kokpit. Urwały się trzy koła, wszystkie spoilery, a przez powstałą po oderwaniu nosa dziurę w przodzie wystawała stopa Roberta. Resztki wozu rozsypały się po całym torze. Patrząc na to, co się dzieje, inżynierowie zespołu Polaka złapali się za głowy, a mechanicy oglądali powtórki z otwartymi ustami. Myli przemykające przez głowę były tym straszniejsze, że tkwiący w swoim fotelu Kubica nie dawał znaków życia. Przy naszym kierowcy błyskawicznie pojawili się porządkowi, później dojechali strażacy oraz lekarz, ale Robert ciągle się nie ruszał.

Szczęście w nieszczęściu

Najstraszniejsze chwile przeżywał ojciec Roberta Kubicy, Artur, który oglądał wczorajszy wyścig w studio Polsatu. "Kiedy zobaczyliśmy wypadek, przestał cokolwiek mówić i zbladł. 5 minut siedział bez słowa, czekając na wieści o stanie Roberta. A po tych kilku minutach wstał i bez słowa wyszedł" - opowiada "Faktowi" gospodarz programu Włodzimierz Zientarski. "Byliśmy zdezorientowani, ponieważ długo nie pokazywano, co dzieje się wokół Roberta i jego strzaskanego wozu. Ja obawiałem się, że to może oznaczać najgorsze i Robert nie żyje" - dodaje dziennikarz.

Na szczęście skutki wypadku nie były tak tragiczne. Choć kraksa wyglądała niesamowicie groźnie i Kubica otarł się o śmierć, nawet nie stracił przytomności. "Rozmawiałem z nim kilka minut po wypadku. Reagował normalnie, odpowiadał na pytania. Myślę, że nic poważnego mu się nie stało" - opowiadał menedżer polskiego kierowcy, Daniele Morelli. Z centrum medycznego na torze Kubica został przetransportowany helikopterem do szpitala Sacre-Coeur (Świętego Serca). To jeden z największych szpitali w Montrealu. Pracuje w nim 3 tysiące ludzi i 400 lekarzy.

Ochroniła go technologia

Kiedyś takie wypadki kończyły się tragicznie. Teraz, kiedy dużo więcej uwagi poświęca się bezpieczeństwu, kierowcy wychodzą cało nawet z makabrycznie wyglądających kraks. "Chroni ich przede wszystkim specjalna kabina, tzw. monocoque, która musi zachować określone parametry, wytrzymać uderzenia i zgniecenia podczas wypadku" - mówi Jacek Bartoś, delegat ds. bezpieczeństwa rajdów samochodowych FIA, której podlega Formuła 1.

"Do tego cała konstrukcja bolidu, te wszystkie elementy zewnętrzne, które po kolei odpadają w trakcie wypadku. Z zewnątrz to wygląda bardzo dramatycznie, ale chodzi o to, aby bolid stopniowo wytracił ogromną energię kinetyczną. Część samochodu, w której jest kierowca, pozostaje nienaruszona" - dodaje Bartoś.