Paweł Abramow z Jastrzębia to niewątpliwie największa, jak i najbardziej cierpliwa gwiazda PlusLigi. – Zainteresowanie siatkówką w Polsce jest znacznie większe niż w Rosji, dlatego i rozdawania autografów oraz pozowanie do zdjęć trwa dłużej. Ale ja to bardzo lubię – mówi płynną polszczyzną Rosjanin, który w swoim dorobku ma brązowy medal olimpijski z Aten i srebro przywiezione z mistrzostw Europy (2005). – Polskiego tak szybko się nauczyłem, bo nie chciałem tworzyć niepotrzebnych barier, chciałem wiedzieć, co mówią kibice. A mnie, jako Rosjaninowi, jest znacznie łatwiej. Gorzej ma nasz włoski trener Roberto Santilli – tłumaczy Abramow, który do Jastrzębskiego Węgla trafił z rosyjskiej Iskry Odincowo, z którą w poprzednim sezonie wywalczył wicemistrzostwo kraju.
Jastrzębie w tabeli PlusLigi zajmuje 3. miejsce i traci do lidera, Skry Bełchatów, trzy punkty. Czy tego się spodziewał? – Jastrzębie zostało po ostatnim sezonie gruntownie przebudowane, pojawiło się wielu nowych zawodników, dlatego możemy jeszcze mieć problem ze zgraniem i znalezieniem własnego stylu. Ale po świątecznej przerwie widać wyraźną poprawę – mówi Abramow. Jastrzębianie w poprzednim tygodniu pokonali w Lidze Mistrzów 3:2 VfB Friedrichshafen oraz 3:0 warszawską politechnikę. – Czy możemy jeszcze awansować do 2. rundy LM? Na początku trzeba będzie pokonać Piacenzę (spotkanie dziś 18.30, relacja w Polsacie Sport). Jeśli Włosi będą popełniać błędy, to mamy z nimi szansę – ocenia spokojnie Rosjanin.
Awansu do kolejnej rundy Ligi Mistrzów nie może być jeszcze pewna bełchatowska Skra, która mimo zwycięstwa w poprzednim tygodniu 3:2 nad belgijskim Knack Randstad ma tyle samo punktów, po 7, co hiszpański CAI Teruel. W środę bełchatowianie zagrają ze słowackim Kragujevac (18.00 Polsat Sport Extra).