"Nie można odległości Adama porównywać z wynikami innych zawodników, bo na skoczni działy się dziwne rzeczy. Nie wiadomo dlaczego najlepsi, w tym m.in. Simon Ammann i Thomas Morgenstern, w pierwszej próbie mieli o ponad 1 km/h mniejsze szybkości na progu od pozostałych" - zastanawiał się fiński szkoleniowiec.

Reklama

Małysz - dwukrotny medalista olimpijski z Salt Lake City (2002 rok) uzyskał w trzech kolejnych próbach odpowiednio 102, 109,5 i 105,5 metra. Dla porównania lider Pucharu Świata Simon Ammann miał 99,5 i 102,5 metra, a z trzeciego podejścia zrezygnował, natomiast Austriak Gregor Schlierenzauer lądował na 92,5, 102 i 102,5 m. Znacznie bardziej od wyników zaskakujące były niskie prędkości uzyskiwane przez nich na progu.

"Przyczyną mogły być <odkurzacze>, które mają za zadanie usunąć świeży śnieg z rozbiegu. To musiało odegrać jakąś rolę. Nie bez znaczenia był też fakt, że Adam skakał z wyższej belki. Po jego próbie obniżono je o dwie" - próbował studzić emocje Lepistoe. Jednak nawet zazwyczaj powściągliwy w ocenach szkoleniowiec, tym razem dał upust swoim emocjom i bardzo wysoko ocenił drugi skok treningowy Polaka.

"Był bliski ideałowi - powiedział - niewiele trzeba byłoby nad nim popracować. Tak naprawdę już niczego nie musimy ulepszać. Oczywiście są jeszcze drobnostki, nad którymi należy się skupić, ale jest już bardzo dobrze" - stwierdził trener. Z piątkowych kwalifikacji, w których Małysz, ze względu na zajmowane szóste miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nie musi uczestniczyć, nie zrezygnuje. "Podejdziemy do tego treningowo. Z myślą o tym, by wyeliminować kolejne błędy" - zapowiedział.

Obiekt w Whistler Olympic Park jest bardzo podobny do tego w Szczyrku. "Nie przez przypadek przed igrzyskami przyjechał do Polski Thomas Morgenstern. Teraz widać, że jest dobry. Sami spędziliśmy tam też sporo czasu. Trzeba było wykorzystać taką możliwość i są tego efekty" - ocenił Lepistoe. Fin przyznał, że we współpracy z "Orłem z Wisły" miał także chwile zwątpienia i bał się, że olimpijski medal to zbyt duże wyzwanie.

"Latem, gdy zaczynałem po raz kolejny pracę z Adamem wiedziałem, że celem jest podium w Vancouver. Mówiliśmy o tym otwarcie, bo też mocno w to wierzyłem. Chwile niepewności pojawiły się we wrześniu, kiedy Adam doznał kontuzji mięśni brzucha. Przez ponad miesiąc kompletnie nic nie mógł robić, a jesień to przecież najważniejszy okres w sezonie przygotowawczym. Pojawiły się znaki zapytania - czy na pewno zdążymy? co teraz? jak dalej ułożyć plany treningowe?" - podkreślił - "teraz mogę już chyba powiedzieć, że udało się to nadrobić".

Kandydatów do medali olimpijskich jest, według Lepistoe, nadal wielu. "Simon Ammann, Gregor Schlierenzauer, Thomas Morgenstern, Janne Ahonen i oczywiście Adam" - wymienił. Zaznaczył jednocześnie, że taki wariant jest możliwy w jednym z dwóch scenariuszy - "kiedy warunki będą równe dla wszystkich i wiatr nie będzie rządził".

Reklama

"Jeśli jednak na skoczni będzie <kręcić>, jury będzie przerywać konkurs, to wtedy wszystko może się zdarzyć, a lista kandydatów do podium wzrośnie nawet do dwudziestu" - uważa. Dlatego właśnie Fin powtarza jak mantrę, że najważniejsze, by w sobotę, kiedy na normalnej skoczni odbędzie się olimpijski konkurs, warunki atmosferyczne były równe dla wszystkich.

"Jak będzie tak jak w czwartek na treningu, będzie dobrze. Nie było żadnego wiatru i można było wykazać się swoimi umiejętnościami" - powiedział. Prognozy są jednak nieubłagane. Na sobotę zapowiadane są silne opady śniegu oraz wiatr nawet do trzech metrów na sekundę.