"Udało się. To niesamowity wyczyn, zwłaszcza, że to są igrzyska, gdzie spotykają się najlepsze drużyny. Pracowałyśmy na to parę lat i dlatego ta radość i satysfakcja jest naprawdę ogromna" - dodała.

Przyznała, że przed rywalizacją nie liczyła na powtórkę z ubiegłorocznych mistrzostw świata w Libercu, gdzie Polki także uplasowały się na tej samej pozycji.

Reklama

"To był całkiem inny bieg, inne perspektywy, warunki, trasa, klimat i nastawienie. Było na pewno bojowo, liczyła się dla nas przede wszystkim walka" - dodała.

Przed startem Polki nie rozmawiały o taktyce. Miały na swojej zmianie po prostu pobiec jak najlepiej i niczego nie analizować.

"Każda z nas miała jakąś własną myśl w sercu. Na razie tylko szóstka jest realna i myślę, że nawet zrobiłyśmy więcej, niż by na to wskazywały wcześniejsze wyniki" - dodała Jaśkowiec.

Szóste miejsce z pewnością nie byłoby realne, gdyby nie obecność dwukrotnej medalistki olimpijskiej w Vancouver Justyny Kowalczyk. Na drugiej zmianie potrafiła odrobić prawie 40 sekundową stratę i wyprowadziła sztafetę na prowadzenie.

"Miałam bardzo dobrze posmarowane narty i potrafiłam to wykorzystać - skomentowała i dodała - walczyłam dla dziewczyn. Dla mnie był to jeden z wielu biegów. One też bardzo ładnie pobiegły i bardzo mi miło, że uplasowałyśmy się na miejscu, które gwarantuje im stypendium".

Polki w sztafecie 4x5 km zajęły szóste miejsce, wygrały Norweżki przed Niemkami i Finkami. Kowalczyk ma przed sobą jeszcze jeden start - w sobotę na 30 km ze startu wspólnego.