Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii. Polski napastnik w niedzielnym meczu zaliczył błyskotliwą asystę i wracał do swojego mieszkania w świetnym nastroju - pisze "Fakt". Nagle, z nieznanych jeszcze policji przyczyn, jego samochód wypadł z drogi i samochód spadł w kilkumetrowy dół. Żurawski to jednak prawdziwy twardziel. Wyszedł z auta o własnych siłach, a już następnego dnia wziął udział w treningu z resztą drużyny.

Reklama

"Nic mi nie jest. Nie odniosłem żadnej kontuzji i w ogóle nie ma oczym mówić. Nie będę robić z tego sensacji i komukolwiek opowiadać o tym wypadku" - zarzeka się w "Fakcie" piłkarz.

Całe zdarzenie wyglądało jednak przerażająco. Przednia część mercedesa została całkowicie rozbita, a na miejsce wypadku błyskawicznie zbiegł się tłum gapiów. Wezwano straż pożarną, która wyciągnęła auto Polaka z głębokiego rowu - pisze "Fakt".

Na wieść o kraksie "Żurawia" zadrżeli przede wszystkim kibice Larissy. "Kiedy dostałem telefon z informacją o wypadku, przeszły mnie ciarki. Usłyszałem, że jechał sam i w drodze do domu rozbił samochód. Na szczęście okazało się, że Maciek nie odniósł żadnych poważnych obrażeń. To mnie uspokoiło, bo strata takiego piłkarza to byłby dla nas prawdziwy dramat" - mówi "Faktowi" rzecznik prasowy Larissy Haris Georgoulas.

Reklama