Kiedy trenerem kadry był Apoloniusz Tajner, otoczył się całym sztabem specjalistów. Pomagali mu między innymi biomechanik, psycholog oraz fizjolog. Ten ostatni wrócił do współpracy z Małyszem przed igrzyskami olimpijskimi w Turynie. Konsultacje z Jerzym Żołądziem nie zapewniły wtedy Adamowi medalu, ale pozwoliły uniknąć kompromitacji.
Teraz, kiedy naszemu mistrzowi ciągle odrobinę brakuje do wyprzedzenia na skoczni najlepszych, też przydałoby się wsparcie doskonale znającego jego organizm profesora fizjologii. "W tym układzie nie wchodzi to w grę. Żołądź stawia warunki. Chce mieć wpływ na trening Adama, jak w mojej grupie. Przy trenerze Hannu Lepistoe nie ma takiej możliwości, Fin chce sam decydować o planach treningowych" - mówi Apoloniusz Tajner. "Poza tym moim zdaniem nie ma potrzeby takiej interwencji, Małysz jest w dobrej dyspozycji" - dodaje prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Może zdarzyć się za to, że Adam skorzysta z wymyślonego przez fizjologa elementu diety i podczas najbliższych zawodów w Willingen albo mistrzostw świata w lotach znowu będzie się żywił bułkami i bananami. "Ta "dieta" zaczęła się właśnie... w Willingen. Konkurs się przeciągał, więc trzeba było coś przekąsić. To, co zazwyczaj jest na skoczni - parówki, zupa gulaszowa, nie bardzo nadaje się dla skoczka. Żołądź wpadł na pomysł takiej bomby witaminowo-węglowodanowej, czyli banana i bułki" - wspomina Tajner.
Małysz wciąż lubi banany. Może gdy dołoży do nich bułkę, taka "bomba" pozwoli mu w ten weekend stanąć na podium? Czekamy na to.