Zastąpił Piotra Żyłę, któremu w środę zmarł dziadek. Ale w czwartkowych treningach Mateja znowu zawalił swój skok. Wylądował o ponad 50 metrów bliżej od Thomasa Morgensterna.
34-latek myśli już o zakończeniu kariery. Wie, że nie jest już w stanie rywalizować z młodszymi zawodnikami. "Taka jest kolej rzeczy. Też kiedyś byłem młody, walczyłem ze starszymi i nieraz wygrywałem. Niech się rozwijają, będzie z nich pociecha. Każdy trenuje, by być jak najlepszym. Oni mi nic złego nie robią, ja im też nie przeszkadzam" - powiedział serwisowi skijumping.pl.
"Cały czas szukam jakiegoś sposobu na życie. Ale ciężko tak z dnia na dzień zrezygnować ze skoków. Lepiej karierę kończyć powoli. Chyba że jest się na szczycie i chce się odejść w sławie. Nawet z pracy jest ciężko od razu odejść. Trzeba się do tego przygotować. Wolałbym, by o mnie było już cicho, bo to już chyba mój ostatni sezon. Codziennie o tym myślę o planach na przyszłość. Jest pomysł, ale to moja tajemnica. Nart jednak nigdy nie odłożę, bo mnie do nich ciągnie. Lubię pojeździć, a póki zdrowie pozwoli, to będę chodził na skocznię" - opowiadał Robert Mateja.