Teraz grupa osiłków sprzedaje bilety znacznie drożej. A wszystko rozegrało się w taki sposób:

"W środę rano wybrałem się na stadion przy Reymonta. Sprzedaż biletów miała się zacząć o godz. 11, dlatego pojawiłem się dwie godziny wcześniej. Kilku minut po godz. 11 przed kasę dla sektora C zajechało pięć samochód, z których wyskoczyło kilkunastu osiłków. Ekipa wepchnęła się pod kasę, jeden z mężczyzn stwierdził, że od tej pory bilety kupują tylko oni i ewentualnie kobiety z dziećmi. Rzeczywiście, kilka pań zdobyło wejściówki. Reszta kibiców tylko bezsilnie patrzyła, jak grupa karków wykupywała po kilka sztuk biletów. Jeden z kolejkowiczów próbował się stawiać, ale dostał kilka ciosów w twarz i w brzuch. Po kilkudziesięciu minutach kasa została zamknięta. Panowie, którzy je wykupili, od razu oferowali wejściówki kupione za 40 zł po 100 zł od sztuki. Wszystkiemu przyglądało się dwóch ochroniarzy..." - cytuje jednego z kibiców "Gazeta Wyborcza".

Reklama

Grupa, która wykupiła bilety z kas, nie legitymowała się dokumentami tożsamości, mimo że jest to mecz podwyższonego ryzyka i obowiązkiem organizatorów było dopilnować, aby bilety trafiły tylko do osób posiadających dokument.

Prezes Wisły Marek Wilczek już przeprosił kibiców za incydent. "Dostałem w tej sprawie sporo skarg. Musimy pomyśleć, jak sobie z tym problemem radzić w przyszłości. Zażądałem już wyjaśnień od naszych pracowników i firmy ochroniarskiej" - powiedział.

"Gazeta Wyborcza" twierdzi, że bilety zdobyła grupa kibiców, którzy potem sprzedają je drożej pod stadionem. Tak samo było podobno przed meczem Polska - USA. "Nic nam o tym nie wiadomo, nie współpracujemy z bandytami, robimy wszystko, żeby w klubie był spokój, nieraz sami mamy z tego powodu problemy" - broni się jednak prezes Wilczek.

"Koniki" z Wisły mogą mieć jednak problem. Postępowanie w tej sprawie wszczęła już policja. A w przyszłości kas na Wiśle pilnować będzie większa liczba ochroniarzy.