"Od 5 km byłem już sam, chociaż jechało mi się strasznie, zatykało mnie, bolała lewa stopa na podparciu, prawe zbyt słabo skręciłem i co parę minut trzeba było poprawiać! Ostatnia prosta w centrum Bostonu, ogłądam się i nikogo nie widać, mogę się cieszyć, podnieść ręce do góry. Wspaniała sportowa chwila dla której warto żyć" - mówił po wyścigu Arkadiusz Skrzypiński, który rok temu był drugi.
Jedno wielkie Woooooooow! Great job! - tymi okrzykami kibice wspierali Arkadiusza Skrzypińskiego na trasie 112. maratonu bostońskiego. Polak nie miał sobie równych w rywalizacji osób niepełnosprawnych, choć nie ukrywa, że miał już chwilę chwilę słabości. "Ale jak ci ludzie mnie nieśli" - mówił uradowany na mecie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama