Jak napisał "Fakt", wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki spał na trawniku w wiosce olimpijskiej. "Odpoczywał" tam z akredytacją z nazwiskiem na piersi. Po tym skandalu wydalono go dyscyplinarnie z wioski. "To była moja decyzja" - powiedział "Faktowi" szef Polskiej Misji Olimpijskiej Kajetan Broniewski.

Reklama

"Będzie trzęsienie ziemi"

Ale to nie koniec kłopotów Jerzego Sudoła. "Jeśli ten pan ma jeszcze resztki poczucia przyzwoitości, powinien natychmiast podać się do dymisji. Jeśli nie, zostanie zdymisjonowany. Sprawa jest jasna" - zapowiada stanowczo w rozmowie z dziennikiem.pl minister sportu.

"Ten pan sam zdecydował, gdzie jest jego miejsce. W rynsztoku" - oburza się Mirosław Drzewiecki. "Skandal jest tym większy, że stało się to w wiosce olimpijskiej" - dodaje.

Szef resortu ma do wiceprezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki jeszcze jeden poważny zarzut. Przypomina, że nasza zawodniczka Anita Włodarczyk musiała trenować rzut młotem... pod mostem w Poznaniu, bo działacze nie znaleźli dla niej miejsca na stadionie. Tymczasem na olimpiadzie zajęła szóste miejsce i wypadła lepiej od mistrzyni olimpijskiej z Sydney Kamili Skolimowskiej.

Reklama

"Jakby pan Sudoł miał wolną chwilę poza balangami, to może by się zorientował, gdzie ta dziewczyna trenuje" - komentuje to Mirosław Drzewiecki.

Minister sportu ma już dość skandalicznych doniesień, jakie napływają z otoczenia działaczy naszej ekipy olimpijskiej. Najpierw szermierze oskarżyli swoich związkowców o nadużywanie alkoholu. Teraz wiceprezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki przyłapano śpiącego na trawniku. Mirosław Drzewiecki zapowiada, że nie będzie tego dłużej tolerował i że po olimpiadzie w związkach polecą głowy.

Reklama

"Będzie trzęsienie ziemi. Przeżyją tylko wartościowi" - mówi minister sportu dziennikowi.pl.

"Rządzą kółka wzajemnej adoracji i kliki"

Mirosław Drzewiecki przyznaje, że wiedział już jakiś czas temu, iż w związkach sportowych źle się dzieje. Dlaczego więc kilka miesięcy temu nie wymienił ich władz? "Nie robi się tego w końcowej fazie przygotowań olimpijskich, by ich nie burzyć" - tłumaczy. Czas na dymisje przyjdzie po igrzyskach.

"Nie może być, że w związkach, gdzie niemal cały budżet pochodzi od państwa, mają miejsce takie sytuacje. Szefowie i działacze cały czas podkreślają, że są wolontariuszami. A to nie jest do końca prawda" - mówi minister sportu.

"Związki będą zarządzane przez menedżerów z prawdziwego zdarzenia. Wolonatariusze będą pracować na rzecz sportu, ale nie będzie tak, że we władzach będą kółka wzajemnej adoracji i kliki, które nie mają pojęcia o zarządzaniu" - zapowiada Mirosław Drzewiecki w rozmowie z dziennikiem.pl.