Mirosław Drzewiecki nie jest zachwycony wynikami uzyskiwanymi przez Polaków w Pekinie. Do kolejnej olimpiady, w Londynie, Polacy mają już przystąpić odmienieni. "Konieczne są radykalne zmiany po to, by pieniądze publiczne przeznaczane na sport były wydawane efektywnie i uczciwie. Problemem jest sposób zarządzania związkami sportowymi, nieprzystający do wymogów współczesnego świata, i struktura finansowania poszczególnych dyscyplin sportu. Większe dofinansowanie powinno być kierowane do sportów, które mogą być uprawiane przez całe życie, kosztem tych, które tracą zainteresowanie wśród młodzieży" - zdradza swój plan "Gazecie Wyborczej".

Reklama

Drzewiecki zapewnia, że koniec z dotowaniem nic nie znaczących sportów. Zmieni się także system przygotowań. "Nie będziemy dawać pieniędzy na 300-dniowe zgrupowania, bo to bzdura. Koniec z niewolnictwem sportowców w Spale, Cetniewie czy Zakopanem. Siedzą tam na odludziu, w gronie kilku czy kilkunastu tych samych osób, które zaczynają się nienawidzić. Sport to nie są obozy pracy" - zapowiada.

Ministrowi było wstyd za pijanych działaczy, kompromitujących Polskę w Pekinie. "Powinni być autorytetami dla młodych sportowców" - przypomina. Do dymisji podał się już Jerzy Sudoł, wiceprezes PZLA. "Mam nadzieję, że inni działacze, którzy mają podobne problemy, ustąpią ze stanowisk, zanim zostaną opisani w mediach" - przyznaje i planuje wprowadzić kadencyjność na stanowisku prezesa związków.

A co z porządkami w PZPN-ie? "PZPN jest trudnym przeciwnikiem, który w dodatku często fauluje i nie dotrzymuje zobowiązań. Poczekajcie państwo, bo każdy mecz, nawet z doliczonym czasem, ma swój koniec. Mam asa w rękawie" - grozi piłkarskim działaczom Drzewiecki.