Pierwszy wyścig, o Grand Prix Australii, odbędzie się w niedzielę w Melbourne (transmisja w Polsacie, 5:30). Wszyscy zastanawiają się, kto wygra. Zespoły pilnie strzegą swoich tajemnic i pierwszy start po miesiącach testów pokaże, które bolidy są najszybsze. "Faworytem jest Ferrari" - przewiduje Kubica.

Reklama

Polak chciałby, aby jego zespół BMW Sauber był jak najbliżej liderów, jednak przedsezonowe testy pokazały, że marzenia o mistrzostwie świata będzie musiał chyba odłożyć na później. Bolid nadal jest niedopracowany i trudno spodziewać się zwycięstw niemieckiego zespołu. Nie zniechęca to jednak naszego kierowcy - pisze "Fakt".

"Moim celem jest jechać jak najszybciej i wycisnąć maksimum z samochodu, co może oznaczać zdobycie szóstego miejsca albo... wygranie wyścigu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy" - obiecuje Kubica.

W ubiegłym roku zespół BMW Sauber miał mocną trzecią pozycję w stawce. Jeśli bolid spisywał się bez zarzutu, Kubica kończył wyścig w czołówce. Jednak rywale zrobili postęp. Willy Rampf, główny inżynier teamu, przewiduje, że za plecami Ferrari i McLarena o podium będą walczyć BMW, Williams, Renault i Red Bull.

Reklama

"W tych zespołach jest spory potencjał. Nie wykorzystujemy jeszcze pełni naszych możliwości. Mam nadzieję, że szybko osiągnięmy maksimum" - mówi Rampf.

Oby BMW dogoniło liderów jak najprędzej! Wszyscy chcielibyśmy znów zobaczyć Kubicę na podium, tak jak we wrześniu 2006 roku, gdy Polak zajął trzecie miejsce w Grand Prix Włoch. Kto wie, może mimo jego narzekań na auto, już w ten niedzielny poranek będziemy świętować sukces Polaka?

"W Australii zakończą się wreszcie wszystkie spekulacje. Nie mogę doczekać się rozpoczęcia sezonu w Melbourne. To jest piękne miasto i panuje w nim wspaniała atmosfera, co powoduje, że rozpoczęcie sezonu ma swój niepowtarzalny urok" - dodaje Kubica.

Reklama

Co chce pan osiągnąć w sezonie 2008?

Będę zadowolony, jeśli zaliczę rok tak udany, jak 2006. Chodzi mi o atmosferę i współpracę z zespołem, bo ubiegły sezon był pod tym względem trochę gorszy. Jeśli chodzi o wyniki, nadal zamierzam zdobywać tyle punktów, ile się da.

Jak daleko sięgają pana obecne ambicje?

Nie jeżdżę w Formule 1, żeby zamykać tyły. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zostać mistrzem świata. Wtedy będę mógł sobie powiedzieć, że spełniłem swoje marzenia i zaspokoiłem ambicje w stu procentach. Kiedy to nastąpi, nie wiem. Być może nigdy.

Jakie miejsce zadowoli pana w wyścigu w Australii?

Lepsze niż w poprzednim sezonie, a to będzie chyba łatwe, bo wystarczy, że... dojadę do mety. Na co nas stać, przekonamy się dopiero po wyścigu, ponieważ trudno jest wywnioskować prawdziwy układ sił po samych testach.

Kto jest faworytem nowego sezonu?

Chyba Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że Ferrari. Przynajmniej teraz, ale wszystko tak naprawdę okaże się dopiero w Australii. Prawda jest taka, iż w 2007 roku po ostatnim teście wydawało się, że Ferrari jest o sekundę szybsze od wszystkich. W Melbourne okazało się jednak, że McLaren ma zbliżone osiągi, a już w kolejnym wyścigu, w Malezji, Brytyjczycy byli na czele. Układ sił w Formule 1 lubi się zmieniać.

Pański menedżer powiedział, że łatwiej dostać się do Formuły 1 niż się w niej utrzymać. Miał rację?

Tak. W Formule 1 nie jest łatwo się utrzymać, ponieważ tak naprawdę nic w niej nie jest pewne. W tej chwili mam raczej stabilny grunt pod nogami i bardzo się z tego cieszę. Ciężko na to pracowałem. Ale to, jak długo tu zostanę, będzie zależało od moich wyników oraz moich chęci. Jak długościganie się w Formule 1 będzie mi dawało satysfakcję, tak długo będę to robił. Jeśli znajdę coś, co spodoba mi się bardziej, to wtedy odejdę.