Selekcjoner obraził się na jednego z najlepszych polskich atakujących w styczniu, gdy Szymański powiedział, że nie jest w stanie pojechać na turniej kwalifikacyjny do Izmiru.
"Potrzebuję nie dwunastu zawodników, a dwunastu mężczyzn i ich ambicji, woli walki. Szymański poddaje się, gdy czuje ból, więc nie mogę na niego liczyć. Już go więcej nie powołam" - powiedział po przegranym turnieju Raul Lozano.
I zdania nie zmienił, choć Szymański przez ponad miesiąc niemal nie grał. Diagnozy lekarskie potwierdziły jednoznacznie, że nie symulował, jak mu zarzucano, a mówił prawdę. Że ból pleców był naprawdę zbyt wielki, by wyjść na boisku.
"Nie chcę wracać do tego wszystkiego, nie chcę mówić, że mam do kogoś pretensję. Staram się o tym wszystkim nie myśleć" - mówi Szymański.
Nie wspomina też ubiegłorocznego spotkania z Francją, które zapewniło Polsce awans do półfinału Ligi Światowej.
"Bohaterem to bym był, gdybyśmy wygrali dzięki mnie całą imprezę. Ja wtedy pomogłem zwyciężyć w jednym spotkaniu. A że przyjechałem prosto z urlopu, że od razu chciałem grać, pomóc zespołowi... O tym się nie mówi" - stwierdza atakujący AZS Olsztyn.
Szymański wypoczywa na razie na urlopie. Meczów kolegów w Lidze Światowej nie ogląda. Nie usiądzie też przed telewizorem w piątek i sobotę, gdy Polska zmierzy się w Łodzi z Japonią.
"Trzymam mocno kciuki za wszystkich chłopaków, kibicuję z całego serca, ale... nie włączam na razie telewizora. Nie chcę patrzeć na tego małego faceta przy linii bocznej, a dość często go pokazują. Przełamię się może podczas igrzysk, by kibicować reprezentacji. Ta ekipa zasłużyła, by zdobyć medal" - mówi Szymański.