Nie żal rozstawać się z boiskiem?

Nie miałem żadnych ofert po zakończeniu sezonu, a prosić nigdzie się nie będę. Nie mój charakter. Mam pomysł na życie i będę go realizować. A co do żalu. Hmmm... Wiadomo piłka to superważna rzecz w moim życiu, ale nie mam zamiaru od niej uciekać.

Reklama

Jaki to pomysł na życie?

Wkrótce rozpoczynam w Niemczech kurs menedżera sportowego. Potrwa on 18 miesięcy. Już gromadzę materiały. Jak się nie było orłem w szkole to teraz trzeba będzie zasuwać z teczką (śmiech). A tak poważnie. Nie chodzi tylko o to, by w przyszłości reprezentować piłkarzy i transferować ich z klubu do klubu. W Niemczech będę uczyć się na czym polega marketing sportowy czy rola dyrektora sportowego. Kurs w szkole w Düsseldorfie ukończył między innymi Michael Preetz były znakomity piłkarz. Obecnie zasiada w zarządzie Herthy Berlin. W kilka lat „zarobił” dla klubu 50 milionów euro. W berlińskim klubie dyrektorem sportowym jest co prawda UIi Hönnes, ale to raczej znana twarz klubu. Robotę robi Preetz. Jeśli pomyślnie zdam egzamin to będę w Polsce jedynym gościem z poważnymi papierami menedżerskimi, choć nie chciałbym niczego ujmować tym, co obecnie działają.

Niedawno mówiło się, że zostanie pan dyrektorem sportowym w Miedzi Legnica.

Tak, chciałem pomóc temu klubowi, a konkretnie trenerowi Januszowi Kubotowi. W Legnicy zachęcali mnie, bym działał przy budowie klubu, opowiadano o nowym stadionie i inne historie. Ale widocznie ktoś przestraszył się mojej osoby, nie pasowałem komuś do układu, bo przestali się odzywać. A może myśleli, że będę charytatywnie pracować? Za darmo to ja już się narobiłem (śmiech). Ale myślę, że na Dolny Śląsk kiedyś pewnie wrócę. W końcu ja i Mariusz Lewandowski to chyba najbardziej rozpoznawalne nazwiska wychowanków tamtejszych klubów.

Może pański wybuchowy charakter, z którego kiedyś pan słynął stanął na przeszkodzie?

Reklama

Ale krewkiego Radka „Taty” Kałużnego już nie ma! (śmiech). Jestem spokojnym facetem.

Długo myślał pan nad tym, by rzucić granie w piłkę?

Nie, bo moja rodzina potrzebuje stabilizacji. Tabor rodziny Kałużnych wystarczająco najeździł się po świecie. Żona, dzieci to najważniejsze osoby. A kopać się po drugich ligach za półtora tysiąca niespecjalnie mnie interesuje. Muszę utrzymać familię, płacić rachunki. Trzeba jak najszybciej przestawić się na trochę inne życie, bo przecież wszystko było podporządkowane kopaniu tej piłki. A to już zamknięty rozdział.

Czy Jagiellonia, ostatni klub w pańskiej karierze rozliczyła się z panem?

Niestety. Do końca lipca mieli uregulować zaległości, ale tego nie zrobili. Minął ponad miesiąc i czekanie już mnie znudziło. Wkrótce mój adwokat skieruje sprawę do sądu. Czytam, że Jagiellonia sprowadza piłkarzy za miliony, a nie potrafi rozliczyć się z mojego kontraktu. Cóż, trzeba respektować umowy, a jeśli nie to płacić odsetki.

Po zakończeniu kariery trzeba podjąć decyzję, gdzie się osiedlić.

Na razi wychodzi na to, że będę musiał zainstalować się w Niemczech ze względu na naukę. Może pokopię tam piłkę w niższej klasie, by zachować sylwetkę, bo brzuch rośnie! A przy okazji zapraszam na pogawędkę o tym, jak to kiedyś się w piłkę grało. Będzie ciekawie (śmiech).