"Niestety, trasa jest taka sama jak przed rokiem, czyli niewygodna. Mam za sobą jednak mocne ćwiczenia na stromiznach. Tak intensywne, że połamałam narty. Tyle razy zjeżdżałam w najtrudniejszym miejscu, że deska nie wytrzymała obciążenia i się rozleciała" - śmieje się Polka.
Problemów ze sprzętem Kowalczyk nie będzie miała. Od tego sezonu powróciła do współpracy z firmą Fischer (poprzednio startowała na madshusach), bo wreszcie została przez nich potraktowana jak gwiazda światowego sportu. To między innymi oznacza, że ma do dyspozycji 80 par nart - 10 treningowych, 20 testowych i 50 przeznaczonych do startów w zawodach - pisze "Przegląd Sportowy".
>>>Pierwsze zwycięstwo Justyny Kowalczyk
W Szwecji, pod kołem podbiegunowym nie brakuje śniegu, a temperatura w dzień nie przekracza minus 10 stopni Celsjusza. Miejscowi meteorologowie straszą już od paru dni, że ma spaść do -20, ale cały czas ich przepowiednia się nie sprawdza. Panują więc całkiem dobre warunki do treningu.
"Trwa gorączkowy wyścig zbrojeń. Wszyscy ganiają jak króliki na baterie, starając się po drodze podglądać konkurencję. My z tym nie przesadzamy, bo nie wierzę, by można było w ostatniej chwili doznać olśnienia" - mówi Kowalczyk.