Zawodnik nie zgłosił się na kontrolę podczas olimpiady szachowej w Dreźnie ponieważ zwyczajnie o niej zapomniał. "Już, już szedł, ale ktoś go zagadnął, przystanął, porozmawiał, a potem opuścił salę" - przypuszcza sędzia międzynarodowy Andrzej Filipowicz.

Reklama

Iwańczyk ma pecha, bo jest trochę "zakręcony". "Jak rozmyśla nad jakimiś wariantami gry, zdarza mu się przejść obok hotelu, w którym jest zakwaterowany i zapomnieć do niego wejść" - daje przykład Filipowicz.

Teraz Iwańczuk będzie miał przechlapane za to roztrzepanie. Może zostać zdyskwalifikowany nawet na dwa lata, mimo że o dopingu czytał tylko w gazetach. Doping w szachach jest w ogóle pojęciem abstrakcyjnym. "W naszej dyscyplinie dopingiem mogą być cztery duże kawy, czy też niewielka dawka koniaku, która jeśli ma pomóc, to tylko gdy zawodnik znajdzie się w niedoczasie" - opowiada Filipowicz.

Do tej pory w szachach nie przyłapano nikogo na stosowaniu dopingu. Od 2003 roku karano tylko tych, którzy nie stawiali się do kontroli.