Tytuł IBF jest wakujący, bowiem zrezygnował z niego Joshua Clottey z Ghany. "W rankingu wyżej od Jackiewicza znajduje się pochodzący z Dominikany Delvin Rodriguez, ale nie dostarczył w terminie zaświadczenia o swojej obecnej kontuzji i stracił szansę" - powiedział Wasilewski.

Reklama

Wiadomość o pojedynku o mistrzostwo świata spadła na Jackiewicza jak grom z jasnego nieba. Wcześniej wydawało się, że może rywalizować z Hlatshwayo, ale tylko o miano pretendenta do pasa IBF.

Prawdopodobnie do walki dojdzie w wakacje. A właśnie na 4 lipca wyznaczony był ślub Jackiewicza z Martą Mrówką. "Przekładamy datę uroczystości, aby Rafał mógł się skoncentrować tylko na boksie. Wesele odbędzie się pewnie za rok" - powiedziała sympatia pięściarza.

Jackiewicz uczył się boksu sam, w piwnicy bloku, w którym mieszkał. Umiejętności wykorzystywał na ulicy oraz w szkole. Chętnie "sparował" ze starszymi od siebie. Później, jako ochroniarz na dyskotekach, miał pole do popisu, z czego skwapliwie korzystał. "Jak trzeba było, to pomagałem kolegom" - powiedział Jackiewicz, który za pobicia miał wyroki w zawieszeniu.

Zmienił się nie do poznania za sprawą dzieci i narzeczonej Marty Mrówki. Zrozumiał, że pięściarstwo to jedyna szansa dla niego. Szansa, którą wykorzystał. Półtora roku temu zrezygnował z gry w 5-ligowej Jutrzence Cegłów i całkowicie poświęcił się boksowi. Zawodnik, który nie stoczył żadnej amatorskiej walki, był już zawodowym mistrzem Europy, a przed nim najważniejsze wyzwanie - mistrzostwo świata.

"To nieprawdopodobne, że Rafał będzie walczył o pas IBF w najsilniej obsadzonej kategorii wagowej na świecie, w której są takie nazwiska jak Mosley, Margarito, Cotto czy Berto. Jackiewicz to polski Rocky" - ocenił Wasilewski.