Kolejny raz Tour de Pologne okazał się sukcesem. Na jeden tydzień cała Polska zapomniała o polityce, kadrze Leo Beenhakkera oraz koncercie Madonny i zasiadła przed telewizorami, by śledzić walkę kolarzy.

Reklama

Czesław Lang (dyrektor Tour de Pologne): Myślę, że wynika to z tego, że kolarstwo w Polsce ludzie zawsze kochali, chowały się na nim całe pokolenia. Mamy w sobie miłość do tego sportu. Kolarstwo to jest coś takiego, co przypomina nam szarżę ułańską, tylko zamiast koni są rowery. Tak więc mamy tę fantazję i to jest powód, dla którego ludzi kolarstwo tak bardzo emocjonuje. Co jeszcze? Na pewno lata pracy nad tym, żeby wprowadzić ten wyścig w nową formułę, udział dobrych ekip oraz zmiana terminu. Sądzę, że właśnie to sprawiło, że ludzie docenili naszą wspólną pracę na trasie. Nie zapominajmy także o pięknej walce Polaków, którzy od pierwszych etapów walczyli, pokazywali się, i nie byli gdzieś tam tylko tłem, ale gonili i uciekali, podejmowali też próby walki. Szóste miejsce Marka Rutkiewicza jest bardzo wysokie, a do tego koszulka najlepszego górala. To bardzo dobre wyniki. Także ekipa Polska-BGŻ zaprezentowała się z dobrej strony, bardzo ładnie jechali, kilka razy wygrywali klasyfikację drużynową. To spowodowało, że ludzie zaczęli interesować się tym tourem, że tysiące kibiców dopingowało zawodników na trasie, a kolejne miliony przed telewizorami.

Piotr Wadecki powiedział, że „organizatorzy Giro d’Italia i Tour de France powinni przyjechać do Polski i zobaczyć, jak robi się wyścigi kolarskie”, także zawodnicy chwalili organizację. Czy celuje pan w kolejną nagrodę za najlepszą imprezę roku?

Wyścig organizuję z punktu widzenia kolarza. Przykładam ogromną wagę do bezpieczeństwa, zapewnienia odpowiedniej bazy hotelowej oraz przygotowania odpowiedniej trasy. Pomogła też nam zmiana terminu z września na sierpień, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu Tour de Pologne trafił do światowej czołówki i stał się imprezą docelową w kalendarzu ProTour. Ojcami sukcesu jest cały zespół Lang Teamu, te wszystkie osoby, które pracowały przy organizacji wyścigu. Nie ulega wątpliwości, że niczego byśmy nie zdziałali bez sponsorów, mediów oraz pomocy miast, w których startowały i kończyły się etapy. A także polskiej gościnności, przecież na każdym etapie kolarzy do walki zagrzewały tysiące ludzi. Wspólnie udało nam się połączyć promocję Polski i poszczególnych miast oraz emocje związane z rywalizacją sportowców. Pokazaliśmy też, że kolarstwo jest sportem niekomercyjnym. Przecież wszystko było za darmo, wspaniała zabawa, niesamowite emocje, a do tego miasteczka Skandii z mnóstwem atrakcji.

Jak pan oceniłby tegoroczny wyścig pod względem sportowym?

Najwyżej jak bym mógł. Nie zabrakło niczego, emocje i walka były do samego końca. Kolarze walczyli nawet podczas ostatniego etapu. Marek Rutkiewicz atakował już na krakowskich Błoniach. W klasyfikacji końcowej różnice wcale nie były tak duże, jeden defekt czy chwila słabości któregoś z liderów i wszystko mogło się w samej końcówce wywrócić do góry nogami.

Alessandro Ballan, mistrz świata, okazał się największą gwiazdą, Ivan Basso przyjechał do Polski, by przygotować się do startu we Vuelcie. Przed tourem pojawiły się głosy, że zmiana terminu spowodowała, że zabrakło na starcie większych nazwisk.

Reklama

My mamy w głowie Lance’a Armstronga, teraz, po Tour de France, może jeszcze Alberto Contadora, braci Schlecków i Ivana Basso. Nie zapominajmy jednak, że każdy wyścig kreuje własne gwiazdy. A dla nas największą gwiazdą jest aktualny mistrz świata i jego tęczowa koszulka, a do tego reszta młodych, bardzo obiecujących zawodników. Choćby Edvald Boasson Hagen – kolarz, który za miesiąc może zostać mistrzem świata. Także nie można mówić, że nie ma nazwisk, gdyż deprecjonujemy udział tych zawodników, którzy byli tutaj. A więc były wielkie nazwiska. Był mistrz świata i inni fantastyczni kolarze. Wśród nich na pewno Basso, wygrał dwa razy Giro d’Italia, dwukrotnie był też na podium Tour de France, ale nie przyjechał tutaj w wielkiej formie i nie wygrał Tour de Pologne.

Jak będzie wyglądał Tour de Pologne w przyszłym roku? Podobno obiecał pan Sylwestrowi Szmydowi etap z metą po podjeździe pod górę?

Będziemy myśleli o takim rozwiązaniu. Nie tylko Szmydowi marzy się taki etap, ale też Basso mówił mi, że byłoby to dobre rozwiązanie. Teraz na pewno będziemy szukali nowej trasy na przyszły rok, nowej skali trudności i sądzę, że znajdziemy taki etap, który Sylwestra zadowoli. Na pewno chciałbym, aby w programie pozostały Warszawa i Kraków. Zastanawiamy się także nad skierowaniem wyścigu przez Śląsk, w ostatnich latach bardzo zaniedbaliśmy ten region Polski, dawno już go nie odwiedzaliśmy. Wyścig na pewno przejeżdżałby przez Katowice i Cieszyn. Jeśli idzie o etapy górskie, na pewno trasa przebiegałaby przez Wisłę i Szczyrk. Ale przed podjęciem jakichkolwiek decyzji wszystko musimy dokładnie posprawdzać.

A czy będzie dodatkowy etap?

Tego jeszcze nie wiem, zobaczymy.

Podczas uroczystego zakończenia touru w Wieliczce miało miejsce symboliczne pogodzenie Szmyda z Polskim Związkiem Kolarskim.

Bardzo się cieszę, że w końcu do tego doszło. Sylwester to bardzo wartościowy i utalentowany kolarz. Pięknie walczył w tym roku na trasie Tour de Pologne, wcześniej wygrał etap na Mount Ventoux. Bardzo dobrze się stało, że otrzymał powołanie do kadry narodowej na mistrzostwa świata i że będzie wspólnie z kolegami walczył o medale. To dobry znak dla polskiego kolarstwa.