To mogłaby być dobra wiadomość przede wszystkim dla polskich sportowców. Od lat nasi czempioni biją rekordy w liczbie wpadek po trawce. Według badań warszawskiego Instytutu Sportu, między 1998 a 2003 r., wykryto jej ślady w organizmach u ponad 200 polskich sportowców.
Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) podaje, że najwięcej marihuanowych wykroczeń odnotowało laboratorium w Gent. Belgowie badali jednak także holenderskie próbki, gdzie palenie trawy jest legalne. Drugi jest Paryż, a trzecia Warszawa.
Zdaniem większości służb antydopingowych, tzw. lekkie narkotyki to najczęściej wykrywana obecnie substancja u sportowców. Niektórzy nie poprzestają tylko na jej paleniu. Peter Farkas, mistrz olimpijski w zapasach z 1992 r., hodował ja na działce swojej mamy. Najgłośniejsza polska wpadka dotyczy Euzebiusza Smolarka, którego bulwarowy niemiecki "Bild" nazwał "hashbomberem".
Pomysł Caborna skrytykował jednak ostro szef WADA, Dick Pound. W Wielkiej Brytanii pomysły ministra potępili politycy partii opozycyjnych. Ciekawe, jak teraz Caborn poprawi sobie humor?
Brytyjski minister sportu uważa, że nic by się złego nie stało, jakby sportowcy mogli się zaciągać marihuaną podczas igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 r. Richard Caborn w wywiadzie dla "Evening Standard" twierdzi, że trzeba zweryfikować listę zabronionych środków - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama