W ubiegłym roku na tym dystansie Kowalczyk zdobyła w Turynie brązowy medal olimpijski. W Japonii chciała przynajmniej powtórzyć tamto osiągnięcie. Przyjechała tu marząc o dobrym wyniku. Z powodu przeziębienia realizacja marzeń może się nie udać. "Będę walczyć ze swoimi słabościami, a nie rywalkami. To zupełnie inna zabawa. Mój stan trochę się poprawia, ale nawet jeśli zdążę się wykurować, organizm nie zapomni o przebytej infekcji. Nie będzie taki mocny jak przed nią. A czeka mnie 1,5 godziny bardzo intensywnego wysiłku. Nawet drobne skaleczenie w palec może przeszkodzić w osiągnięciu dobrego wyniku, a ja nie mogę oddychać. Nie mówię, że rezygnuję z walki o medal. Ale będzie trudno" - mówi Kowalczyk.

Trener Aleksander Wieretielny również przyznaje, że katar i gorączka bardzo osłabiły jego podopieczną. "Bardzo mi przykro. Tyle lat pracuję z reprezentacją i nigdy po takiej imprezie nie tłumaczyłem się, że któryś z moich zawodników zachorował. Czegoś nie dopilnowaliśmy. Może trzeba było wyłączyć klimatyzację w pokoju? Może nie chodziła odpowiednio ubrana, zlekceważyłem brak czapki? I organizm nastawiony na walkę z trasą, a nie z zarazkami złapał wirusa" - mówi DZIENNIKOWI szkoleniowiec.

Odrobinę nadziei zachował opiekujący się naszą jedyną biegaczką doktor Robert Śmigielski. "Ona jest trochę podobna do Otylii Jędrzejczak. Im bliżej startu, tym bardziej narzeka. Tu ją coś boli, tam coś zatyka" - zdradza lekarz polskiej reprezentacji pływaków. A może, podobnie jak w Turynie, informacje o chorobie są tylko sprytnym kamuflażem? W dotychczasowych startach stylem klasycznym w Sapporo Kowalczyk radziła sobie dobrze. Na trasie jest kilka tak lubianych przez nią podbiegów, na których może uciekać rywalkom. Jest i gdzie stracić całą ewentualną przewagę. Najbardziej niebezpieczne są krótkie, za to szybkie i przechodzące w zakręt zjazdy na południowej pętli. W tych miejscach wywracały się nawet tak bardzo doświadczone zawodniczki jak Marit Björgen. Na wszelki wypadek organizatorzy ustawiają przy nich karetki.

"Na tych zakrętach każdy ryzykuje. Oprócz Justysi. Justysia jeździ tak" - mówi trener zbliżając w tym momencie kolana do siebie, jak przy hamowaniu nartami. "Dziękuję" - dąsa się Kowalczyk. "Co dziękuję? Przed pierwszymi zawodami przyszłaś i powiedziałaś: trenerze, będę jechać pługiem. I pojechałaś pługiem, dlatego nam tak dobrze idzie" - odpowiada nieco rozczarowany Wieretielny.

Ale przed ostatnim startem Kowalczyk obiecuje walkę i cierpienie. "Podczas biegu trzeba utrzymywać koncentrację, uważać co robią rywalki, pić i przede wszystkim znieść ból. Bo bolało będzie wszystko: ręce, nogi, plecy... Nawet czubek nosa" - mówi biegaczka z Kasiny Wielkiej. Przy tym realizacja taktyki wydaje się drobnostką. Tym bardziej, że jest prosta i sprawdzona. Nie szarżować, tylko trzymać się grupki najlepszych zawodniczek i w odpowiednim momencie zaatakować. Tak jak w Turynie.