Ostatnia Grand Prix w Lesznie była niezwykle emocjonującym widowiskiem, a zdaniem wielu obserwatorów, najlepszym ze wszystkich rozegranych na torze im. Alfreda Smoczyka. I pod względem sportowym mogło być wręcz idealnym, bo szanse na zwycięstwo miał Tomasz Gollob i Jarosław Hampel.

Reklama

W wyścigu finałowym 11 tysięcy kibiców było świadkami niezwykle zaciętej walki między najlepszymi polskimi zawodnikami. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie i ostatecznie wygrał... Chris Holder. Australijczyk, w myśl przysłowiowa "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta", wykorzystał błąd Golloba na trzecim okrążeniu i dość nieoczekiwanie pierwszy minął linię mety.

Polacy w rundzie zasadniczej jeździli trochę w kratkę i do ostatnich biegów nie byli pewni awansu do półfinału. Już w drugim wyścigu Hampel spotkał się z Gollobem, ale lepszy był zawodnik Unii, a były mistrz świata spadł później na trzecie miejsce. Fantastyczną walkę kibice oglądali także w szóstym biegu, gdy Hampel tasował się z Gregiem Hancockiem o drugą lokatę. Tę rywalizację wygrał Hampel.

Ostrej rywalizacji nie brakowało praktycznie w każdym wyścigu, a niemal wszyscy uczestnicy mieli w trakcie rundy zasadniczej lepsze i gorsze momenty.

Przed ostatnią serią startów Gollob i Hampel mieli na koncie tylko po siedem punktów i musieli przynajmniej na drugim miejscu ukończyć swoje biegi. Obaj wykonali zadanie - Gollob pokonał Petera Ljunga, Chrisa Holdera i Antonio Lindbaecka. Nieco kłopotów miał brązowy medalista ostatniego cyklu Grand Prix, bowiem po starcie zamykał stawkę. Chwilę później Hampel wprowadził w euforię publiczność i jednym manewrem wyszedł na prowadzenie.

Polacy spotkali się w jednym z półfinałów, ale akurat w tym wyścigu pojechali dość zgodnie pilnując czołowych miejsc, które gwarantowały im udział w finale. Tej zgody już nie było w wielkim finale, choć wydawało się, że obaj staną na najwyższych stopniach podium. Zaciekle walczących polskich zawodników pogodził Holder. Hampel nie był do końca zadowolony z trzeciej lokaty, ale dobry występ na "domowym" torze pozwolił mu na objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej.

Dobry występ zanotował jadący z "dziką kartą" Przemysław Pawlicki. 20-latek Unii Leszno pewnie wygrał dwa wyścigi i awans do półfinału miał na wyciągnięcie ręki. Potem spisywał się już nieco gorzej, ale siedem "oczek" w debiucie to bardzo pozytywny rezultat.

Dla Leszna było to pożegnanie z cyklem Grand Prix. Po pięciu latach z rzędu, miasto i klub Unia zrezygnowały z ubiegania o organizację turnieju w kolejnych latach.