Najważniejsze dla niego są przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Pekinie. "Lekarz powiedział mi, że gdyby zaczęło się dziać coś niedobrego, to mam przerwać treningi i rozpocząć rehabilitację. Ja i tak do końca życia skazany jestem na ćwiczenia fizyczne. Bo mam zwyrodnienia wynikające z wieloletnich przeciążeń. Gdyby kręgosłup nie był obudowany mięśniami, kręgi zaczęłyby naciskać na nerwy i wtedy byłby prawdziwy kłopot" - tłumaczy Robert Sycz.

Reklama

"Codziennie rano, gdy się budzę, czuję, że mam kręgosłup i że jest on w wieku emerytalnym. Przy wiosłowaniu to mi nie przeszkadza. Tylko raz się to zdarzyło, właśnie w Monachium. Mam nadzieję, że już się to nie powtórzy. Staram się zresztą o tym nie myśleć. Nie lubię się rozczulać nad sobą" - opowiada "Super Expressowi".

Niestety, Sycza zabraknie na mistrzostwach Europy, które rozpoczęły się w Poznaniu. "Odnowiła mu się kontuzja kręgosłupa z mistrzostw świata w Monachium. Postanowiliśmy naszą dwójkę wycofać z mistrzostw" - powiedział w rozmowie z PAP trener polskiej osady, Marian Henning.