Działacze z Miodowej po cichu ukręcili łeb projektowi powołania specjalnego organu antykorupcyjnego, który zajmowałby się walką z patologiami w polskiej piłce. A przecież jeszcze niedawno tak chętnie deklarowali, że taki wydział jest potrzebny! - informuje "Fakt".
Sprawą powołania nowego wydziału antykorupcyjnego, w którym mieliby działać obecni członkowie Wydziału Dyscypliny, miało się zająć Walne Zgromadzenie Delegatów, które odbyło się dwa tygodnie temu. Miało, ale się nie zajęło. Dzień przed początkiem obrad zarząd PZPN nie zaakceptował projektu utworzenia takiego organu i nie wprowadził tego punktu do porządku obrad!
Ale to nie wszystko. PZPN powołał 10-osobową komisję do spraw projektu abolicji dla zamieszanych w aferę korupcyjną. W jej skład zgodnie z zapowiedziami mieli wejść także członkowie Wydziału Dyscypliny, żeby wypracować taki model, który pozwoli karać za korupcję, ale przy okazji nie będzie dezorganizował rozgrywek ligowych. I co? Komisja abolicyjna jest, ale PZPN pominął przy ustalaniu jej składu członków obecnego WD.
Jakby tego było mało, PZPN opracował sposób, w jaki może torpedować niewygodne działania wydziału. Działacze zdecydowali o rozszerzeniu składu Wydziału Dyscypliny do 12 osób, co oznacza, że trzeba dołączyć kolejne trzy.
Nowi członkowie mają być zaufanymi ludźmi zarządu PZPN. Wprowadzono też przepis, że wydział może orzekać w składach trzyosobowych. Czyli każdą niewygodną dla związku sprawę można kontrolować w ten sposób, że do jej prowadzenia wyznaczać się będzie trójkę "swoich".
Wszystkiemu z niepokojem przygląda się wrocławska prokuratura, prowadząca śledztwo w sprawie korupcji w futbolu. Ostatnie działania PZPN powodują, że śledczy zastanawiają się nad sensem przekazywania kolejnych materiałów świadczących o kupczeniu meczami.