Co się stało z polską reprezentacją, że po serii dobrych meczów zagrała tak fatalnie przeciwko Stanom Zjednoczonym? Nie straciliście bramki w czterech kolejnych meczach, a teraz od razu aż trzy.
Cóż, fajnie by było znowu wygrać, ale nie zawsze sie to udaje. Spotkał nas bardzo zimny prysznic, po którym trzeba trochę spraw przemyśleć. Moim zdaniem jednak reprezentacji Polski bliżej jest do tej drużyny, która wygrywała 2:0 z Czechami niż do tej, którą kibice zobaczyli w Krakowie. Tych kibiców jest zresztą najbardziej żal.
Dlaczego Amerykanie tak łatwo strzeali wam bramki? Nie wiedzieliście, że mają świetnie dopracowane stałe fragmenty gry?
Łatwiej byłoby wyciągnąć wnioski na temat popełnionych błędów, gdybyśmy tracili gole z akcji... A tak można powiedzieć, że przesądziły błędy indywidualne. Podczas rozgrywania przez USA rogów mieliśmy wyznaczone krycie indywidualne. Nie chcę mówić, kto miał być przy kim, ale każdy dokładnie to wiedział. Tymczasem Amerykanie mieli dobrze opracowany system różnych zasłon i dochodzili po nich do sytuacji strzeleckich. Trzeba nad tym popracować.
Rywale na Euro na pewno wykorzystają problemy Polaków z obroną przy stałych fragmentach gry. Czas chyba zacząć się o to niepokoić.
Nie powiedziałbym tak, bo przecież podczas eliminacji nie traciliśmy w ten sposób goli. Wiadomo, że dostaliśmy jasny sygnał, by coś z tym wszystkim zrobić, że zasłużyliśmy na krytykę i na tę porażkę, ale nie sądzę, żebyśmy mieli kłopot z dośrodkowaniami z rzutów rożnych. Po prostu rywale byli od nas sprytniejsi w polu karnym, cwańsi.
Byli sprytniejsi od obu polskich par stoperów. Lepiej się panu grało z Arkadiuszem Radomskim, czy z Dariuszem Dudką?
Nie było specjalnej różnicy, graliśmy już w obu ustawieniach i nie szło nam źle. Teraz popełniliśmy trochę błędów, ale trudno powiedzieć, z kim gra mi się lepiej.
W obu zestawieniach przegrywaliście większość pojedynków główkowych.
Tego dnia tak akurat było. Musimy być w kolejnych meczach bardziej agresywni, na co zwracał nam w przerwie uwagę Leo Beenhakker. Nie możemy w żadnym momencie odpuszczać.
Beenhakker był bardzo zły przed drugą połową i po meczu?
Po spotkaniu nie rozmawialiśmy. A w szatni w przerwie było nerwowo, bo przecież przegrywaliśmy 0:2. Trener mówił, że musimy ostrzej walczyć i podejść bardziej do przodu, by pomóc stworzyć sytuacje strzeleckie. Bo przecież można stracić jednego lub nawet dwa gole, ale trzeba mieć też jakieś okazje, by samemu coś strzelić. A my ich nie mieliśmy i to chyba nie tylko dlatego, że Stany grały agresywniej. Choć na pewno pomógł im fakt, że pierwsi zdobyli bramkę. To był mecz na ciężkiej murawie, z gatunku tych, w których wygrywa ten, kto pierwszy trafi. Najczęściej po stałym fragmencie. I to udało się Amerykanom. My nawet rzadko dośrodkowaliśmy w pole karne przeciwnika, nie było więc specjalnie okazji strzeleckich.
Łatwo traciliśmy bramki, nie mieliśmy szans, by je zdobyć... Są jakieś powody do optymizmu przed kolejnymi meczami?
Po tym meczu niespecjalnie, szkoda więc, że już żadnego przed ostatnią selekcja nie zagramy już żadnego spotkania. Z drugiej strony lepiej zostać sprowadzonym na ziemię w takim meczu, bądź co bądź jedynie towarzyskim, niż w mistrzostwach Europy. Szkoda mi tylko kibiców. Ciężko przełknąć taka porażkę na własnym boisku. Ale nie ma się co załamywać, trzeba po prostu wyciągnąć wnioski, by coś takiego się nie powtórzyło. I nie rozpaczać od razu, że jest fatalnie, i że jesteśmy słabi. Polska mentalność nakazuje tak właśnie robić, ale to nie jest dobra droga.