W miniony weekend kapitan kadry Maciej Żurawski usiadł na ławce rezerwowych Larissy. Niestety, nie tylko on. Tomasz Kuszczak - ławka. Dobrze, że chociaż w Manchesterze United. Łukasz Fabiański - to samo w Arsenalu. Jacek Krzynówek - rezerwa w Wolfsburgu, ale to ostatnio norma. Mariusz Lewandowski - nie zagrał w Szachtarze. Jakub Błaszczykowski, piłkarz, który nieraz ciągnął grę reprezentacji, w tym roku częściej leczy kontuzje, niż pojawia się na boisku. Na szczęście ostatnio zagrał... 17 minut w Borussii Dortmund. Ebi Smolarek, idol całej Polski, trochę lepiej - 21 minut w Racingu Santander, choć mocno niepokoić może fakt, iż stracił miejsce w składzie przez... występ w kadrze. Zwłaszcza że i tak nie pomógł Polsce w fatalnym meczu z USA (0:3).
O reszcie szkoda wspominać. Ci, którzy są rezerwowymi w kadrze Beenhakkera - co nie dziwi - grzeją też ławę w klubach. Brakuje piłkarzy, którzy dokonaliby w swoich klubach czegoś, co warto zapamiętać.
Beenhakker miał przed środowym ogłoszeniem nominacji do trzydziestki bardzo dużo zmartwień. Holender poważnie zastanawia się nad formą nie tylko piłkarzy występujących za granicą, ale również tych grających w naszej ekstraklasie.
Selekcjoner jest mocno rozczarowany postawą Radosława Matusiaka, który od momentu wyjazdu z Bełchatowa do Palermo nie może odzyskać dawnej formy i nie zmienią tej opinii ani gol strzelony Estonii, ani trafienie z Jagiellonią. Selekcjoner wierzy jednak, że Matusiaka i kilku innych piłkarzy uda mu się doprowadzić do formy na same mistrzostwa. Pracy jest jednak ogrom.
Gdyby dziś Beenhakker miał zagrać z Niemcami, w jego żelaznej jedenastce byłoby tylko pięciu kadrowiczów, którzy mają miejsce w składach swoich klubów. To Artur Boruc, Jacek Bąk, Grzegorz Bronowicki, Marcin Wasilewski i Michał Żewłakow. Trochę mało, jak na wielki turniej.