"Podczas Rajdu Dakar otrzymałem ponad trzy tysiące SMS-ów. Nie wszystkie dałem radę przeczytać, ale to one mnie przede wszystkim wzmacniały, dodawały siły. Po przyjeździe zainteresowanie moją osobą jeszcze bardziej zwielokrotniło się. Spotykam się z ogromną życzliwością i sympatią ze strony fanów" - powiedział Rafał Sonik. Jak wyjawił, wzruszające chwile przeżył na mecie rajdu, gdy stawał na podium. "Wśród wiwatujących tłumów widoczni byli nasi rodacy z biało-czerwonymi flagami".

Reklama

Sonik, sześciokrotny mistrz kraju w rajdach enduro podkreślił, że mimo trudnych chwil na trasie, nie przyszła mu do głowy myśl wycofania się z rywalizacji. Natomiast przyznał, żeniewiele brakowało, by sytuacja zmusiła go do zakończenia jazdy.

"Na trasie dojazdowej jednego z etapów złapałem gumę. Wjeżdżałem na feldze w górzysty region skalistą drogą. To była gehenna. Pomyślałem wówczas, że dystansu 150 km w ten sposób nie pokonam. Jeśli nie zmienię koła, to zniszczę quada. Tylko skąd je wziąć? Kiedy w gronie kibiców wypatrzyłem człowieka z czterokołowcem, od razu zacząłem pertraktować o nabyciu koła. Po targach stanęło na dwustu dolarach. Wprawdzie nie bardzo pasowało do mojego quada, ale przynajmniej jakoś przetoczyłem się przez góry do mety" - wspominał krakowianin.

Do Rajdu Dakar, którego trasa pierwszy raz wiodła przez pustynie i bezdroża Ameryki Południowej, przecinając ją od wybrzeża Atlantyku po Pacyfik, Sonik przygotowywał się od lat. Ćwiczył m.in. na Pustyni Błędowskiej. Przez swoich przyjaciół nazywany jest "supersonik".