Przy wyprzedzaniu jednego z rywali samochód prowadzony przez Hołowczyca spadł z uskoku. Uderzyliśmy bardzo mocno przodem auta w ścianę piachu. Pędziliśmy jakieś 120-130 kilometrów na godzinę. Gdy zobaczyłem uskok, zacząłem hamować, ale i tak prędkość była spora, jakieś 70 kilometrów na godzinę. Uderzenie było potężne - opowiada "Faktowi" polski kierowca.

"Hołek" na chwilę stracił oddech. Pierwszą myślą było, żeby zacząć oddychać. Nie mogłem się ruszyć, ale po minucie zdecydowałem, że pojadę dalej - mówi Hołowczyc. Jednak ból był zbyt silny. Jazdę trzeba było przerwać i wezwać pomoc. W szpitalu okazało się, że nasz kierowca ma połamane żebra i uszkodzony kręgosłup. Pilotowi nic się nie stało.

Hołowczyc jest załamany. Długo przygotowywał się do tegorocznego startu w Rajdzie Dakar i liczył na dobry wynik. Teraz cierpię, psychicznie jestem wrakiem, moja żona jest załamana. Ale gdy tylko stanę na nogi, a wierzę, że tak się stanie, znów będę się ścigać - podkreśla na łamach "Faktu" Polak.