Leclerc odniósł drugie zwycięstwo w sezonie, poprzednio triumfował w kwietniu w Grand Prix Australii. Na cztery okrążenia przed końcem z wyścigu wycofał się Hiszpan Carlos Sainz Jr. (Ferrari), w którego bolidzie zapalił się silnik.
Rywalizacja zaczęła się pechowo dla wicelidera mistrzostw świata Meksykanina Sergio Pereza z Red Bulla. Już na pierwszym okrążeniu doszło do jego kontaktu z bolidem George'a Russella z Mercedesa. Meksykanin wypadł z toru, zakopał się w żwirze, stracił przy tym kilkanaście sekund i na tor wrócił na ostatniej pozycji.
Lepiej z tej kolizji wyszedł Russell, który choć dostał karę pięciu sekund za jej spowodowanie, to i tak bez problemów dojechał do mety na dobrej, czwartej pozycji. Perez natomiast miał problemy z samochodem, próbował nawet odrabiać straty i gonić rywali, ale na 29. okrążeniu podjął decyzję o wycofaniu się. Szans na czołową "10" praktycznie nie miał żadnych, team zdecydował się oszczędzać silnik.
Verstappen nie był w stanie utrzymać tempa Leclerca
Od startu na czele jechał Verstappen. Holender jednak narzekał od początku, że nie jest w stanie utrzymać tempa Leclerca. I rzeczywiście, na 12. okrążeniu Monakijczyk wyszedł na prowadzenie. Verstappen od razu zjechał do pit stopu, zmienił opony, wyjechał na tor na siódmej pozycji i zaczął gonić lidera. Jednak na wymianie opon stracił do Leclerca prawie 20 sekund, odrabianie start trwało dość długo.
Na pozycję lidera Holender, którego do walki dopingowało ponad 50 tysięcy fanów, wrócił na 28. okrążeniu, gdy obaj kierowcy Ferrari wymieniali opony. Już wtedy było widać, że włoski team jest na Red Bull Ringu w optymalnej formie. Leclerc potrzebował przejechać tylko kolejne sześć okrążeń i ponownie objął prowadzenie.
Tego bolidu nie da się prowadzić - narzekał przez radio Verstappen. Holender zjechał ponownie do serwisu, zmienił opony i wyjechał na tor jako trzeci. Na 53. okrążeniu prowadził Leclerc, za nim był Sainz. Widać było, że kierowcy Ferrari jadą bez najmniejszych problemów, natomiast Verstappen miał widoczne kłopoty z trakcją.
Niezrozumiałe zachowanie służb technicznych
I gdy wydawało się, że dwa Ferrari dojadą do mety na czołowych pozycjach, na 58. okrążeniu Sainz zwolnił i zjechał na pobocze. Po chwili jego bolid zaczął płonąć, kierowca miał poważne problemy z wyjściem z kokpitu. Do tego służby techniczne zachowały się mało profesjonalnie, jeden z ludzi podszedł z gaśnicą do palącego się samochodu, postawił ją na ziemi i... odszedł w bok. Na szczęście inny zachował więcej zimnej krwi, pomógł kierowcy opuścić płonący samochód.
Sainz o własnych siłach zszedł z toru, po chwili gestem dłoni pokazał, że wszystko jest OK. Na kilka minut na torze pojawił się wirtualny samochód bezpieczeństwa, w tym czasie Leclerc i Verstappen zjechali do pit stopu na kolejną zmianę opon.
Po wznowieniu wyścigu w garażu Ferrari zrobiło się nerwowo, gdyż Leclerc zasygnalizował, że coś złego dzieje się z pedałem gazu w jego samochodzie. Nie mógł jechać z maksymalną prędkością. Verstappen, wiedząc o problemach rywala, zadecydowanie przyśpieszył. Na szczęście awaria Ferrari nie była na tyle poważna, aby Leclerc musiał się wycofać. Monakijczyk utrzymał prowadzenie, choć tylko o 1,532 s wyprzedził Holendra.
Świetna jazda Micka Schumachera
Bardzo dobrze wypadł w Austrii Mick Schumacher z teamu Haas. Syn siedmiokrotnego mistrza świata Michaela zajął szóste miejsce, najwyższe w karierze. W czołowej "10" nie było kierowców ekipy Alfa Romeo Racing Orlen, której zawodnikiem jest Robert Kubica. Fin Valtteri Bottas wywalczył 11. lokatę, a Chińczyk Zhou Guanyu - 14.
Verstappen utrzymał prowadzenie w klasyfikacji generalnej MŚ F1, ma 208 pkt. Drugi jest Leclerc - 170 pkt, a na trzecie miejsce spadł Perez - 151.
Kolejną rundą mistrzostw świata F1 będzie 22 lipca Grand Prix Francji.