Etap z Tomblaine do La Super Planche des Belles Filles liczył 176,3 km, a po raz pierwszy w tegorocznej "Wielkiej Pętli" finisz był ulokowany na bardzo wymagającym podjeździe.
"Rywale z trudem łapali powietrze"
Przez wiele kilometrów uciekała siódemka, a następnie szóstka kolarzy, ale poszczególni zawodnicy systematycznie odpadali z tej grupy, natomiast szybko zbliżał się peleton, na czele z Pogacarem.
Słoweńcowi pomagali koledzy z UAE Team Emirates, szczególnie aktywny był Majka. Niespełna kilometr przed metą polski kolarz wymownie dał znać ręką Pogacarowi, żeby jechał już bez niego. Wykonał ciężką pracę, dzięki czemu lider wyścigu wyprzedzał na podjeździe kolejnych uciekinierów. Niewiele jednak brakowało, żeby Pogacarowi zabrakło czasu. Jeszcze kilkadziesiąt metrów przed metą prowadził samotnie Niemiec Lennard Kaemna (Bora-hansgrohe), ale został ostatecznie wyprzedzony przez trzech kolarzy. Najwięcej sił na finiszu zachował Słoweniec.
Przyspieszenie 23-latka sprawiło, że rywale z trudem łapali powietrze - napisała agencja Reuters.
"Pod koniec byłem już u kresu sił"
Tuż za nim linię mety minął Duńczyk Jonas Vingegaard (przez chwilę jechał nawet przed Pogacarem), a 12 sekund później zameldował się kolejny ze Słoweńców - Primoz Roglic, kolega Vingegaarda z grupy Jumbo Visma.
Naprawdę fajny etap do wygrania. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem dzisiaj zwyciężyć, ale to było bardzo trudne. Pod koniec byłem już u kresu sił, na limicie, naprawdę - przyznał później Pogacar.
Słoweniec już po raz ósmy odniósł etapowe zwycięstwo w "Wielkiej Pętli". Dzień wcześniej okazał się najszybszy na 220-kilometrowym odcinku z belgijskiego Binche do francuskiej miejscowości Longwy, najdłuższym w obecnej edycji.
Majka ostatecznie stracił w piątek do swojego kolegi z zespołu minutę i 24 sekundy.