Po trzech, wcześniejszych porażkach koszykarze z Florydy potrzebują niemal cudu by zagrać w wielkim finale. Żadnej drużynie w historii nie udało się wygrać rywalizacji w fazie play off jeśli przegrywała w niej 0:3. Magic nie załamała ta, wyjątkowo niekorzystna statystyka i w czwartym meczu odnieśli pierwsze zwycięstwo nad "Celtami".

Reklama

Spotkanie miało bardzo wyrównany przebieg. Żadnej ze stron nie udawało się wypracować większej przewagi. Po raz pierwszy w tegorocznych finałach Konferencji do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka.

Przez ponad dwie minuty dodatkowego czasu gry nikt nie trafił do kosza. Jako pierwszy przełamał się Jameer Nelson. Dzięki jego dwóm celnym rzutom za trzy punkty, goście osiągnęli przewagę, której nie oddali już do końca. Ostatecznie Magic wygrali 96:92.

Wśród zwycięzców najskuteczniejszy był Dwight Howard. Zdobył 32 punkty i miał 16 zbiórek. Marcin Gortat natomiast w ciągu prawie 10 minut trzy razy zebrał piłkę w obronie, ale nie oddał nawet jednego rzutu.

Reklama

W zespole Celtics na wyróżnienie zasługują Paul Pierce (32 punkty, 11 asyst) i Ray Allen (22 punkty, 5/7 za trzy punkty) obaj jednak zawiedli w dogrywce. Słabiej zagrał rewelacyjny w poprzednich meczach Rajon Rondo (9 punktów).

Piąte spotkanie w środę w Orlando. We wtorek natomiast odbedzie się czwarty mecz finału Konferencji Zachodniej. Phoenix Suns we własnej hali zmierzą się z Los Angeles Lakers. Stan rywalizacji 2:1 dla "Jeziorowców".