Waży 102 kg i ma 206 cm wzrostu. Durant potrzebował tylko roku gry na uniwersytecie, żeby udowodnić, jak wielki posiada talent. Od dziecka marzył o grze w NBA, ale chyba sam nie spodziewał się, że marzenia spełnią się tak szybko. Już na początku stycznia mówiono, że Durant jest pierwszym kandydatem do wyboru w drafcie. Jednak on sam wolał pograć jeszcze w uniwersyteckiej lidze NCAA.

Reklama

Wtedy tłumaczył się tym, że nie będzie robił nic wbrew sobie. "Postępuję według swoich zasad, nie będę ulegał większości. W NCAA czuję się świetnie" - mówił. Rodzice nie chcieli naciskać na młodego gracza. "Nie chcemy wywierać na niego presji. Cieszymy się, kiedy on czerpie radość z gry, a nie ogląda się za kolejnymi sponsorami. Podejmiemy decyzję wspólnie" - mówi ojciec.

W końcu zmienili zdanie. Wiele ważnych osobowości ze środowiska NBA próbowało go namówić na grę w najlepszej lidze świata. Kilku musiało za to zapłacić, bo to nielegalne. Przekonał się o tym działacz Boston Celtic Danny Ainge, który przyszedł specjalnie na rozgrywki NCAA, żeby zobaczyć talent na parkiecie. Przez zupełny przypadek usiadł obok matki Kevina. Dostrzegły to władze NBA i od razu założyły karę pieniężną w wysokości 30 tysięcy dolarów za rozmowy z rodziną Durantów.

Ainge tłumaczył się potem, że tylko taki bilet dostał. Kolejnym był sam Michael Jordan, który w jednym z wywiadów wymienił nazwiska graczy, których chciałby zobaczyć w swojej drużynie Charlotte Bobcats. Władze NBA znowu szybko zareagowały. Musiał zapłacić 15 tysięcy dolarów kary. Kolejnym, który chciał coś wskórać, był gracz Los Angeles Lakers Kobe Bryant. Próbował się skontaktować z Kevinem poprzez firmę Nike. Jednak on nie zapłacił kary, bo nie udało mu się z nim porozmawiać.

O tym, że Durant trafi do NBA, przekonamy się już w czerwcu. Wtedy odbędzie się wybór młodych koszykarzy do najlepszej ligi świata, czyli draft.