"To byli chyba sympatycy żużla, bo wznosili okrzyki "Falubaz". Do naszego autokaru, z zapalonymi papierosami i butelkami, weszło około 15 osób, a druga, równie liczna grupa, została przed pojazdem. Najpierw ktoś wyrwał mikrofon, a następnie nasz trener był szarpany i klepany po twarzy. Niestety, nie mogliśmy liczyć na żadną pomoc, bo w pobliżu nie było żadnych służb porządkowych ani policji" - relacjonował trener odnowy biologicznej Trefla Aleksander Walda.

Reklama

Do poważniejszych rękoczynów na szczęście nie doszło. "Kiedy stanąłem w obronie trenera Muiznieksa, natychmiast usłyszałem stek wyzwisk i gróźb pod swoim adresem. Byliśmy ewidentnie prowokowani i zaczepiani, ale zachowaliśmy zimną krew. Wystarczyła iskra, a doszłoby do jatki. W autokarze siedzieli już nasi koszykarze, ale kibice, wyposażeni w butelki, również do ułomków nie należeli. Skutki bójki w zamkniętym pomieszczeniu byłyby opłakane" - dodał Aleksander Walda.

Masażysta Trefla pracuje w koszykówce już 15 lat, ale z taką sytuacją zetknął się po raz pierwszy.

"Przy okazji meczów Euroligi Asseco Prokom graliśmy w wielu bardziej zapalnych miejscach, jak chociażby Belgrad czy Ateny. W polskiej lidze również mam za sobą setki spotkań, ale nigdy nie czułem się tak zagrożony, jak w Zielonej Gorze. Ci kibice opuścili na szczęście nasz autokar, ale później wyładowali swoją złość na miejscowych dziennikarzach, których solidnie poturbowali" - podsumował Walda.

Reklama

"Tego wydarzenia na pewno nie zostawimy bez dalszego ciągu. O całej sytuacji powiadomiliśmy już władze Polskiej Ligi Koszykówki. Chcemy, aby winni tego zaniedbania, czyli pozostawienia naszego autokaru bez ochrony, zostali ukarani, bo kolejny podobny incydent może zakończyć się tragicznie" - zapowiedział wiceprezes sopockiego klubu Marcin Kicior.

Zastal wygrał w sobotę z Treflem 72:71.