Spotkanie dwóch czołowych ekip ligi w Barclays Center na Brooklynie zapowiadano jako starcie mających mistrzowskie ambicje Nets z odzyskującymi blask Warriors, szybko stracony po trzech tytułach w latach 2015-18. Jednocześnie ostrzono sobie apetyty na pojedynek dawnych kolegów z Golden State, a obecnie najlepszych strzelców ligi - Stephena Curry'ego i Kevina Duranta, który teraz na szczyt ma zaprowadzić zespół z Nowego Jorku.
Z obu konfrontacji zwycięsko wyszli goście. Curry uzyskał 37 punktów, miał siedem zbiórek i pięć asyst, choć z powodu kłopotów z dużą liczbą fauli spędził na boisku tylko 29 minut. Durant zdobył 19, co jest jego najgorszym osiągnięciem w sezonie (średnią ma 29,6), a jego drużyna wysoko przegrała.
O sukcesie "Wojowników" w dużej mierze zdecydowała wygrana różnicą 17 punktów trzecia kwarta, w której Durant nie trafił żadnego z ośmiu rzutów z gry.
To jeszcze nie była walka jak w play off, ale intensywność gry była duża jak na ten moment sezonu. Czuć było na parkiecie ducha walki, ale nic dziwnego, bo zebrało się na nim kilku świetnych graczy - przyznał Curry.
"Będziemy starać się wyeliminować braki"
Trener Nets Steve Nash zauważył, że jego zespół wciąż jest w budowie i nie osiągnął jeszcze poziomu, jaki prezentują choćby Warriors, Milwaukee Bucks, Miami Heat czy Chicago Bulls.
Mamy zawodników z olbrzymi umiejętnościami i potencjałem, ale wciąż przed nami wiele pracy do wykonania. Musimy się poprawić jako drużyna, jako grupa. Wiemy, gdzie mamy braki i będziemy starać się je wyeliminować - ocenił Nash.
Nets z bilansem 10-5 zajmują trzecią lokatę na Wschodzie, za Washington Wizards (10-3) i Chicago Bulls (10-4).
Ekipa z San Francisco jest natomiast najlepsza w całej lidze, a na Zachodzie za nią plasują się Phoenix Suns (10-3) oraz Dallas Mavericks (9-4).