"Królewscy" triumfowali już 10 razy i są najbardziej utytułowanym klubem Euroligi (dawniej Puchar Klubowych Mistrzów Europy).
FC Barcelona prowadzona przez legendarnego byłego koszykarza litewskiego, obecnie trenera Sarunasa Jasikeviciusa musiała tak jak przed rokiem w półfinale w Belgradzie (86:83) uznać wyższość Realu, mimo że ten wystąpił osłabiony brakiem kilku czołowych graczy zdyskwalifikowanych po bójce w meczu ćwierćfinałowym numer dwa z Partizanem Belgrad.
Do przerwy prowadziła drużyna z Katalonii 42:36, ale w drugiej połowie twarda defensywa rywali pozwoliła zawodnikom FC na zdobycie zaledwie 24 punktów w dwóch kwartach. Pod koszami rządził i dzielił środkowy z Madrytu Walter Tavares pochodzący z Wysp Zielonego Przylądka. Mający 221 cm wzrostu, który po raz trzeci został uznany najlepszym obrońcą Euroligi (wcześniej 2019 i 2021), rozdawał bloki i był postrachem wysokich koszykarzy FC. 31-latek uzyskał double-dpuble - 20 punktów i 15 zbiórek, miał także w oficjalnych statystykach cztery bloki, choć wydawało się, że w przebiegu spotkania dużo częściej blokował rywali. Wszystkie jego statystyki złożyły się na imponujący, najwyższy w obydwu zespołach wskaźnik efektywności - 39.
Przed rokiem Real przegrał mistrzostwo z Efesem Anadolu Stambuł 57:58.
Niedzielny mecz będzie trzecim starciem w finale Realu i Olympiakosu. Poprzednio dwa razy triumfował zespół z Hiszpanii - w 2015 r. pokonał drużynę z Pireusu 78:59, a w 1995 roku 73:61.
Mistrz Grecji i najlepszy zespół sezonu zasadniczego Euroligi Olympiakos Pireus w półfinale w Kownie wygrał z AS Monaco 76:62. Do zwycięstwa poprowadził lider Bułgar Sasza Wezenkow, który miał 19 pkt. Koszykarz wybrany MVP sezonu zasadniczego Euroligi oraz do pierwszej piątki rozgrywek miał także sześć zbiórek i trzy asysty. O wyniku zadecydowała też miażdżącą przewaga w trzeciej kwarcie, wygranej przez Olympiakos 27:2!