"Jestem w szoku. Tego się nie spodziewałem. Po czarnym wtorku przyszedł także czarny piątek" - skomentował na żywo. Prezes PZLA tym bardziej był zaskoczony, bo sam widział, że na treningach wicemistrz świata i Europy spisywał się znakomicie.
"Dzień, dwa przed konkursem bił rekordy. Nie wiem czy to go nie sparaliżowało. Tomka nie tłumaczy nawet pierwsza próba, mimo że daleka i spalona. Potem pojawiła się niepewność. Z naszej perspektywy wyglądało, że nie był przekonany, czy iść na całość, czy na zaliczenie" - dodał Skucha.
Zdaniem prezesa Majewski zachowywał się nienaturalnie po pierwszym nieudanym podejściu. "Nie mógł sobie miejsca znaleźć. On się tak zazwyczaj nie zachowuje, a przecież nic się nie stało. Należało tylko powtórzyć pierwszą próbę" - ocenił.
Skucha nie krył zawodu, choć podkreślił, że pewności, iż 30-letni Majewski zdobędzie medal, też nie było. "Poziom był bardzo równy. Kandydatów do podium - przynajmniej pięciu, ale Tomek miał obowiązek wśród nich się znaleźć" - podkreślił.
Przed wylotem sztab polskiej ekipy liczył na trzy medale. Mówiono oficjalnie o sześciu szansach medalowych, a z tego trzy krążki powinny były się "urodzić". Do tej pory na podium, ale za to na najwyższym stopniu, stanął jedynie tyczkarz Paweł Wojciechowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz).
"Co nam zostało? Jest Grzegorz Sudoł w chodzie na 50 km, ale on będzie miał bardzo trudno, zwłaszcza w tych warunkach pogodowych. Mamy też jeszcze Anitę Włodarczyk w rzucie młotem. Wygląda na to, że uzyska tu najlepszy wynik sezonu, ale o medal może być też trudno" - ocenił.
Mistrzostwa świata w Daegu potrwają do 4 września.