"Do imprezy przygotowywałam się jedynie trzy miesiące. Wynik jaki uzyskałam - 73,56 m to najlepsze osiągnięcie w tym sezonie. Nie ma więc tragedii" - oceniła.

Najbardziej żałuje spalonej drugiej próby. "Luźno i szybko zakręciłam, mogło być daleko, ale niestety... Była siatka i tego nie odwrócimy" - wspomniała.

Reklama

Mimo wszystko była rekordzistka świata uważa, że jest przygotowana na rzuty powyżej 75 metrów.

"Myślę, że byłam w stanie to zrobić. Pierwsza próba, kiedy młot poleciał na 73,56 była tak naprawdę na zaliczenie i on nie był dobrze wykonany technicznie. Walczyłam w kolejnych podejściach, ale nie udało się już zakręcić. Poziom był zdecydowanie wysoki, najwyższy chyba w historii mistrzostw świata. Dwa lata temu były dwa wyniki po 77 m, ale brąz dawało 74 m" - podkreśliła.

Reklama

Gdy przyjeżdżała do Daegu, marzyła o medalu i wierzyła, że jest w stanie po niego sięgnąć. "Miałam nadzieję na brąz, dlatego tego piątego miejsca na pewno nie brałabym w ciemno. Czułam się lepiej niż przed eliminacjami, bo tam było więcej stresu. Tutaj już byłam bardziej opanowana i walczyłam do końca, ale nie udało się, półtora metra zabrakło do podium" - powiedziała.

Włodarczyk jest jednak optymistką i wierzy, że jeśli w sezonie przygotowawczym nie dopadnie jej żadna kontuzja, w igrzyskach olimpijskich w Londynie wróci do swojej dawnej dyspozycji.

"Trzy miesiące przygotowań to zdecydowanie za mało, dlatego cieszę się przede wszystkim, że udało mi się tutaj przyjechać i wystartować. To nie tylko moja zasługa, ale zwłaszcza mojego fizykoterapeuty Przemysława Iżyńskiego i trenera Krzysztofa Kaliszewskiego" - zaznaczyła.

Reklama

Brązowa medalistka mistrzostw świata uważa, że zabrakło jej rzutów. Nie mogła tego jednak zrobić przez ból kręgosłupa. Również siłowo znacznie odstaje od swoich zeszłorocznych osiągnięć.

"W tym sezonie oscylowały one w granicy 110 kg, w zeszłym roku było ok. 180 kg. Jak widać to znaczna różnica. Zrobiliśmy jednak wszystko co się dało. Więcej nie mogliśmy" - dodała.

Zawodniczka warszawskiej Skry cieszy się, że rywalizację wygrała Rosjanka Tatiana Łysenko, a nie faworyzowana rekordzistka świata Niemka Betty Heidler.

"Już na stadionie rozgrzewkowym było widać, że Betty jest pewna siebie. Chodziła z zadartym nosem i dlatego cieszę się, że nie ona wygrała" - przyznała.

By dobrze i spokojnie przygotować się do igrzysk olimpijskich Włodarczyk wraz z trenerem Kaliszewskim zdecydowali się znacznie szybciej rozpocząć treningi po jesiennej przerwie.

"Zazwyczaj z pracą ruszaliśmy 1 listopada, teraz zaczniemy już w październiku. Wiąże się to również z tym, że minimum można zdobywać tylko do połowy czerwca. Trzeba zatem wcześniej rozpocząć starty" - podkreśliła.