Przed decydującymi próbami Francuza na trybunach słychać było buczenie i gwizdy. Gdy rekordzista świata dwukrotnie strącił poprzeczkę na 6,03 i nie udało mu się także pokonać w ostatnim skoku 6,08 miejscowi kibice entuzjastycznie reagowali na jego niepowodzenia.
"Publiczność nie zachowywała się fair. Przecież to były zawody lekkoatletyczne, a nie mecz piłkarski. Myślę, że to nie jest korzystne dla obrazu igrzysk. Nic złego nie zrobiłem Brazylijczykom, żeby mnie tak traktowali" - żalił się srebrny medalista, który był głównym faworytem konkursu.
Mało znany do tej pory reprezentant gospodarzy jako jedyny pokonał 6,03 i niespodziewanie został mistrzem olimpijskim.
"Jestem niezmiernie szczęśliwy. Spełniło się moje wielkie marzenie, choć tak naprawdę o złocie to nawet nie śniłem. Pracowałem bardzo ciężko w ostatnich miesiącach, bo chciałem powalczyć o medal. Nie sądziłem, że stanę na najwyższym stopniu podium" - powiedział Brazylijczyk, który po raz pierwszy w karierze przekroczył sześć metrów.
"I to przed własną publicznością" - nie mógł się nacieszyć.
Przyznał przy tym, że wyjątkowo głośne zachowanie kibiców też nie ułatwiało mu zadania.
"Miałem mętlik w głowie. Próbowałem się wyciszyć, skoncentrować na rozbiegu, skupić na technice, ale to nie było łatwe przy takim tumulcie" - dodał złoty medalista, który wynikiem 6,03 ustanowił też rekord olimpijski.
Da Silva, który w grudniu skończy 23 lata, poprawił najlepszy w karierze rezultat o 10 cm. Dotychczas miał na koncie tylko medale młodzieżowych imprez.
Brązowy medal zdobył Amerykanin Sam Kendricks - 5,85 m. Czwarty był Piotr Lisek - 5,75. Robert Sobera i Paweł Wojciechowski odpadli w kwalifikacjach.