Dwukrotny mistrz świata nie zatrzymał się u mediów. Kręcił tylko głową i przeszedł przez tzw. strefę mieszaną. Na pytanie, czy zostaje na stadionie, by obserwować, jak rzucają jego rywale w grupie B, odparł: "Nie, jadę przebukować bilet lotniczy".

Fajdek, dwukrotny mistrz świata w pierwszej próbie spalił, w drugiej uzyskał 71,33, a w trzeciej - 72,00. To poniżej oczekiwań polskich kibiców, którzy upatrywali w rzucie młotem szans na dwa złote medale - w rywalizacji kobiet i mężczyzn. Wcześniej pewnie olimpijskie złoto wywalczyła Anita Włodarczyk.

Reklama

Fajdek już po ostatniej kolejce eliminacyjnej wiedział, że jego szanse są niewielkie. Położył się na rozgrzanym tartanie, ukrył głowę i długo nie wstawał. Później zmienił pozycję. Usiadł na kolanach i w rękach trzymał głowę, na której znajdowała się czapka z daszkiem. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało, tym bardziej, że w rzutach próbnych spokojnie młot leciał na odległość powyżej 77 metrów.

To nie pierwsza "wpadka" Fajdka w igrzyskach. Cztery lata temu w Londynie w eliminacjach spalił trzy podejścia.

To się więcej nie powtórzy. Jestem całkowicie innym zawodnikiem. Dojrzałem - mówił jeszcze kilka dni temu.

Reklama