To jego drugie "srebro" w karierze. Pierwsze zdobył dwa lata temu w Pekinie. Teraz potwierdził, że nadal jest w światowej czołówce. Po zejściu ze stadionu tryskał humorem. Fajnie było, prawda? Denerwowaliście się trochę? Pampersy zmienione? – powiedział na początek do dziennikarzy.
On sam też się denerwował. Wiedział, jaka jest stawka i jak wiele od tego zależy. Niby wiedział, że jest w formie. Niby wiedział, jak ten bieg rozegrać, ale wiedza to nie wszystko. Trzeba to jeszcze wykonać. W finale jest ośmiu zawodników, każdy z nich chce stanąć na podium.
Początek biegu był szalony. A to daje zawsze bardzo dużo do myślenia. Pojawiają się sprzeczne myśli. Przyspieszać czy zachować trochę sił na finisz? Te pytania pojawiają się ciągle, a decyzję trzeba bardzo szybko podjąć – zwrócił uwagę.
No i podjął. Jak zwykle słuszną, bo Kszczot – jak mówi o nim trener Zbigniew Król – to mistrz taktyki.
Żałuję, że nie trzymałem się bliżej czołówki. Na 200 m do mety za bardzo mi uciekli. Grupa się rozerwała, a ja tego nie zauważyłem. Nie zdążyłem tego skontrować. Wtedy prawdopodobnie bym powalczył o złoty medal – analizował.
Mimo wszystko srebro to jego wielki sukces i on sam doskonale sobie z tego zdaje sprawę.
Jestem dwukrotnym medalistą na 800 m. Niewielu ludzi może coś takiego powiedzieć. Najczęściej ten pierwszy jest też ich ostatnim, ale nie w moim przypadku. To piękne uczucie - zapewnił.
Czego zabrakło do złota? Może trochę finezji? Było za dużo wyrachowania w tym biegu. Wiedziałem, co robię. Wiedziałem, że będzie ścinać z nóg rywali, bo w takim tempie nie można przebiec 800 m. Nie zauważyłem tylko, że Pierre-Ambroise Bosse się mniej przepychał w całej grupie i lepiej się odnalazł – powiedział.
Właśnie zwycięstwo Francuza (1.44,67) było dla niego największym zaskoczeniem. Tym bardziej, że w półfinale nie błysnął.
Nie doceniłem go. Na 150 metrów przed metą zacząłem się rozpędzać i był taki moment, kiedy wyszedłem na zewnętrzną, depnąłem i leciałem jak szalony - przyznał.
Kszczot uzyskał najlepszy swój czas tego sezonu – 1.44,95, ale jest przekonany, że stać go na to, by z tego wyniku trochę urwać. Medal zadedykował żonie, która jest obecnie w siódmym miesiącu ciąży, a na świat ma przyjść Ignacy.
Polacy w dorobku mają cztery medale. We wtorek srebro dorzucił też Piotr Lisek w skoku o tyczce, a dzień wcześniej w rzucie młotem złota była Anita Włodarczyk, a brązowa Malwina Kopron.