Lisek, rekordzista kraju wynikiem 6,02, jako jeden z niewielu polskich lekkoatletów zdecydował się już na starty zagraniczne. Pojechał do Szwecji, ale tam swoich występów nie zaliczył do udanych.

W czwartek - mimo bardzo niesprzyjającej aurze - udało mu się zaliczyć 5,70 i był bliski pokonania 5,80. "Było jak na basenie" - żartował później.

Reklama

W czasie pandemii tylko trzech tyczkarzy zaliczyło co najmniej 5,70: rekordzista globu Szwed Armand Duplantis, Amerykanin Sam Kendricks i Lisek (to właśnie ta trójka stała też na podium ubiegłorocznych mistrzostw świata w Dausze).

Żadnej wysokości nie zaliczył mistrz świata z 2011 roku Paweł Wojciechowski. Zawodnik z Bydgoszczy z krótkiego rozbiegu atakował bez powodzenia 4,85.

Reklama

Drugie miejsce zajął zaledwie... 15-letni Michał Gawenda. Syn trenera Andrzeja, który też kiedyś uprawiał skok o tyczce. 15-latek, startujący na co dzień w kategorii młodzików, zakończył konkurs na 4,65, ale trzykrotnie atakował nieoficjalny rekord Polski swojej kategorii wiekowej (4,81), który od 1979 roku należy do Ryszarda Kolasy.

Wśród kobiet za trenującą od lat w Polsce Malacovą uplasowała się Kamila Przybyła - 4,05.

Cykl, który w sumie będzie mieć siedem odsłon, zakończy się 23 lipca. Jako ostatni - po raz drugi - wystąpią skoczkowie wzwyż. Wcześniej rywalizowali też kulomioci.