Rekordzistka świata właśnie w Dausze miała rozpocząć pierwsze, czterotygodniowe zgrupowanie pod okiem nowego trenera Chorwata Ivicy Jakielica, który na co dzień pracuje właśnie w Katarze.
"Jestem z trenerem w stałym kontakcie. Robimy nawet zajęcia online, ale oczywiście nie jest to komfortowa sytuacja, bo już od co najmniej dwóch tygodni powinnam być w Dausze. Tak się jednak nie stało, ponieważ nadal czekam na wizę. O nią jest teraz bardzo trudno, dlatego pomaga mi miejscowa, zaprzyjaźniona Aspire Academy. Bez nich dostanie się teraz do Kataru jest praktycznie niemożliwe" - podkreśliła Włodarczyk.
Rok 2020 był dla czołowej polskiej lekkoatletki bardzo burzliwy i doszło w nim do niemałej rewolucji. Operacja kolana, nagłe i nieplanowane rozstanie z wieloletnim trenerem Krzysztofem Kaliszewskim, brak startów, pandemia. Ta ostatnia spowodowała przesunięcie igrzysk w Tokio o rok, co Włodarczyk przyjęła z ulgą.
"Trenuję już z obciążeniem. Wykorzystuję elementy techniki, staram się sobie przypomnieć, jak prawidłowo wygląda ruch w kole. Ale i tak najważniejsze jest, że nie odczuwam żadnego bólu i też nie czekam na niego. Funkcjonuję całkowicie normalnie, więc teraz czas na oddawanie jak największej liczby rzutów" - dodała.
I właśnie to miała robić w Dausze. Miała tam lecieć w połowie października na miesiąc. Wrócić na święta do kraju i znowu lecieć do Kataru. Właśnie tam głównie ma się przygotowywać do igrzysk.
"Siedzę na walizkach i czekam na znak, że wszystko załatwione. To oczywiście jest trudne, ale w takiej sytuacji jest pewnie większość sportowców. Podróżowanie po świecie jest teraz mocno utrudnione, co jest też zrozumiałe, ale ja mam nadzieję, że jakoś się to uda" - powiedziała.
Wiosną z kolei bardzo chciałaby odwiedzić Japonię i tam odbyć zgrupowanie. Nie tylko dlatego, że igrzyska są w Tokio, ale też z tego powodu, że jest mocno zaprzyjaźniona z personelem miejscowego ośrodka treningowego.
"Tam nikt nie bierze pod uwagę, że igrzysk nie będzie. Oni się normalnie przygotowują. Regularnie dostaję maila, co się dzieje na miejscu. Na początku pandemii strasznie mnie przepraszali, że nie są w stanie nas gościć. To było niesamowite. Zresztą w środowisku się mówi, że igrzyska muszą się odbyć, ale może bez kibiców" - wyznała Włodarczyk.
Zawodniczka AZS AWF Katowice uważa, że przez te miesiące "nieobecności" na stadionach (ostatni raz startowała w czerwcu 2019) wiele nie straciła.
"Na razie nie wygląda to źle. Nie patrzę jednak na rywalki, nie śledzę, co robią, bo chcę skupić się na sobie. Myślałam, że po takiej długiej przerwie bez regularnego treningu będzie trudniej, ale okazuje się, że to kwestia nastawienia i motywacji. Najważniejsze jest, że idę na trening i nie zastanawiam się, czy mnie zaboli" - zaznaczyła.
Włodarczyk dołączy do grupy treningowej Jakelica, ale wszystkie zajęcia rzutowe będzie wykonywać sama.
"Taki mamy układ. Technikę robimy indywidualnie, ale po południu trening siłowy czy funkcjonalny będę robić razem z grupą. To jednak kompletnie mi nie przeszkadza, bo w tej chwili trening rzutowy jest zdecydowanie najważniejszy" - podkreśliła.
Najlepsza zawodniczka w historii rzutu młotem nie szykuje jednak żadnej rewolucji w treningu.
"To na pewno nie jest odpowiedni moment na coś takiego. Kwestią numer jeden jest mój wiek, a po drugie wywracać wszystko do góry nogami przed igrzyskami nie wydaje się być mądrym posunięciem. Wiem, że muszę się skoncentrować na technice i rzucaniu, bo kwestia siły nie jest problemem" - uważa.