Gdy zakończył się sezon F1 w 2010 roku, nie było wątpliwości, że kariera Kubicy nabiera tempa. Jednak w zimowej przerwie Polak postanowił wystartować w Rajdzie Ligurii i tam rozegrał się największy dramat w jego karierze. Kubica uległ wypadkowi i doznał wielu obrażeń, z których niektóre okazały się trwałe. Operacja trwała siedem godzin i 34-letni obecnie kierowca powrócił do zdrowia, ale nie do pełnej sprawności.

Reklama

W kolejnych latach próbował swoich sił m.in. w WRC2 - "drugiej lidze" rajdowych mistrzostw świata, w której zresztą triumfował w 2013 roku. Niezmiennie twierdził, że jego marzeniem jest powrót do Formuły 1, który nawet jemu samemu długo wydawał się mało prawdopodobny. A jednak - w piątek Polak wystartuje w barwach teamu Williams w treningach, w sobotę - w kwalifikacjach, a w niedzielę - w wyścigu o Grand Prix Australii w Melbourne, inaugurującym sezon 2019 mistrzostw świata "królowej sportów motorowych".

W Formule 1 są znane przypadki udanych powrotów po ciężkich urazach. W 1976 roku Niki Lauda zmierzał po drugi tytuł mistrza świata, gdy uległ groźnemu wypadkowi na niemieckim torze Nuerburgring. W ostatniej chwili z płonącego Ferrari wydobyli go inni kierowcy. Był jednak bardzo poparzony i miał uszkodzone płuca.

Reklama

Wydawało się, że etap kariery sportowej Austriaka zostanie w ten sposób definitywnie zamknięty. Tymczasem wrócił na tor już po sześciu tygodniach i do końca sezonu toczył walkę o tytuł. Przegrał jednym punktem, ale i tak wzbudził podziw świata za hart ducha. Po drugie mistrzostwo sięgnął rok później, a trzeci tytuł zdobył w 1984 roku. Pamiątką po dramatycznych chwilach na Nuerburgringu są jednak do dziś blizny na jego twarzy.

Także w ostatnich latach kierowców Formuły 1 nie omijały wypadki, na torze i poza nim. Wicemistrz świata z 2008 roku Brazylijczyk Felipe Massa był bliski straty oka, gdy 25 lipca 2009 roku podczas kwalifikacji na torze Hungaroring pod Budapesztem został uderzony sprężyną, która odpadła z jadącego przed nim bolidu. Do końca sezonu już nie startował, ale w 2010 roku pięć razy stanął na podium i w klasyfikacji końcowej zajął szóste miejsce.

Reklama

W 2009 roku Australijczyk Mark Webber w trakcie zawodów w kolarstwie górskim na Tasmanii został potrącony przez terenowy samochód i doznał złamania nogi. Lekarze wzmocnili pęknięte kości podudzia metalowymi szynami, które zostały usunięte w trakcie sezonu. Później wygrał dziewięć wyścigów F1, trzykrotnie zajął trzecie miejsce w klasyfikacji końcowej. W 2013 roku zakończył karierę.

Podobne przypadki nie są obce przedstawicielom innych dyscyplin sportu. Niezwykłej sztuki dokonał szwajcarski skoczek narciarski Simon Ammann, który miesiąc przed igrzyskami w 2002 roku miał groźny upadek w Willingen. Doznał wstrząśnienia mózgu i był mocno potłuczony. Do rywalizacji powrócił dopiero w Salt Lake City, gdzie niespodziewanie zdobył dwa złote medale olimpijskie, chociaż nigdy wcześniej nie wygrał nawet zawodów Pucharu Świata.

Shutterstock

W sierpniu 2001 austriacki alpejczyk Hermann Maier uległ ciężkiemu wypadkowi motocyklowemu, w wyniku którego o mało nie został kaleką. Wydawało się, że "Herminator", nazywany tak ze względu na swą bezdyskusyjną dominację na stokach w latach 1998-2001 (41 zwycięstw pucharowych, dwa tytuły mistrza olimpijskiego i dwa złote medale mistrzostw świata), nie wróci już do sportu. Po wielogodzinnej operacji lekarze uratowali jego strzaskaną nogę, ale twierdzili, że o wyczynowym uprawianiu narciarstwa nie ma mowy. Austriak nie zamierzał jednak rezygnować. Półtora roku później ponownie stanął na starcie zawodów Pucharu Świata i wygrał supergigant w Kitzbuehel. W kolejnym sezonie po raz czwarty w karierze sięgnął po Kryształową Kulę.

Podobną drogę przeszedł Thomas Muster. W wieku 22 lat został pierwszym austriackim tenisistą, który awansował do czołowej dziesiątki rankingu światowego. W marcu 1989 roku, kilka godzin po zwycięstwie w półfinale turnieju w Key Biscayne, na ulicy Miami potrącił go pijany kierowca. Muster miał zerwane więzadła krzyżowe w kolanie, co praktycznie oznaczało wyrok dla sportowca. Po udanej operacji zaczął trenować na specjalnie skonstruowanym krzesełku. Siedząc godzinami odbijał piłki tenisowe, mówił, że nie może żyć bez tenisa. Wrócił na korty po sześciu miesiącach od wypadku. W 1995 roku wygrał turniej na kortach im. Rolanda Garrosa w Paryżu, a w lutym 1996 roku został tenisistą numer 1 na świecie.

Także polski sport zna podobne przypadki. Za największego "twardziela" uchodzi wielokrotny mistrz świata w sportach motorowodnych Waldemar Marszałek. Wielokrotnie uległ ciężkim wypadkom, a w 1982 roku niemal zginął w zawodach pod Berlinem - trafił do szpitala z objawami śmierci klinicznej. Lekarzom udało się uratować jego życie i już w następnym sezonie wywalczył kolejny tytuł mistrza świata.

Niezwykłą wolę walki zaprezentował też żużlowiec Tomasz Gollob. W 1999 roku pewnie zmierzał po mistrzostwo świata, gdy przed ostatnim turniejem o Grand Prix Danii miał ciężki wypadek na torze we Wrocławiu. Spędził wiele dni w szpitalu, ale z walki o tytuł nie zrezygnował. Obolały pojechał do Vojens, gdzie mimo ambitnej walki przegrał ze Szwedem Tonym Rickardssonem. Wymarzony tytuł wywalczył 11 lat później.

Inspiracją dla Kubicy może być też szczypiornista Karol Bielecki, który po starciu z jednym z rywali podczas towarzyskiego meczu z Chorwacją w Kielcach 11 czerwca 2010 stracił oko. Po dwóch operacjach, które nie przyniosły dobrych rezultatów, postanowił zakończyć karierę. Decyzję odwołał kilka dni później. Grając w specjalnych okularach, chroniących zdrowe oko, przeniósł się w lutym 2012 roku z Rhein-Neckar Loewen do Vive Targi Kielce, z którym wywalczył jeszcze osiem trofeów, w tym triumfował w Lidze Mistrzów. Ponadto z reprezentacją Polski sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata w 2015 roku i zajął czwartą lokatę w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro.