"Jeśli będziemy patrzeć tylko na wynik, to na pewno nie ma się z czego cieszyć. Ale chyba każdy trzeźwo myślący kibic wie, że przy tylu zmianach personalnych w reprezentacji trzeba trochę poczekać na inny styl i wyniki" - powiedział Żewłakow.

"Pracowaliśmy razem na zgrupowaniu tylko pięć dni. Żaden trener nie jest w stanie zmienić w tak krótkim czasie drużyny i spowodować, że od razu zacznie grać widowiskowo. W spotkaniu z Rumunią były już takie momenty, o jakie chodzi selekcjonerowi. To jest na razie najważniejsze. W sobotę kiepska murawa nie pozwoliła pokazać pełni możliwości, ale myślę, że jeśli wyciągniemy pozytywne wnioski z tego meczu, wszyscy na tym skorzystamy" - podkreślił.

Reklama

33-letni obrońca Olympiakosu Pireus wrócił do kadry po dwumiesięcznej przerwie. Poprzedni selekcjoner Stefan Majewski (w październiku pełnił rolę tymczasowego opiekuna kadry) nie widział Żewłakowa w swojej drużynie.

"Naprawdę cieszę się z tego powrotu. Gra w kadrze to radość nie tylko dla młodego zawodnika, ale również dla tak doświadczonego jak ja. Okoliczności towarzyszące ostatnim meczom kadry i nominacjom były dla mnie trochę dziwne, niewyjaśnione. Tym bardziej miło mi, że trener Smuda, z którym do tej pory nie pracowałem, wierzy w moje możliwości" - podkreślił 92-krotny reprezentant Polski.

Żewłakow opuścił boisko w 89. minucie meczu z Rumunią. Jak podkreślił, sam poprosił o zmianę.

"Poczułem lekki ból w mięśniu dwugłowym, więc wolałem nie ryzykować, Mam nadzieję, że to nic poważnego. Kolejne dni wszystko wyjaśnią, ale jestem dobrej myśli" - powiedział doświadczony obrońca, który nie obawia się o przyszłość defensywy reprezentacji Polski.

"W meczu z Rumunią miałem okazję współpracować z trzema młodszymi kolegami (Marcinem Kowalczykiem, Piotrem Brożkiem i Adamem Kokoszką). Oceniam ich występ pozytywnie. Widać pasję w poczynaniach tych piłkarzy. Mimo dużej presji sprostali zadaniu. W przyszłości na pewno będą decydować o obliczu reprezentacji" - zakończył Żewłakow.