Niemal cztery lata temu, w maju 2006 r., Barca zdobyła Puchar Europy, pokonując w paryskim finale właśnie Kanonierów 2:1. Tamto spotkanie pamiętają nieliczni obecni piłkarze obu klubów, ale nie ma szans, by zapomniał o nim kapitan Arsenalu Cesc Fabregas. Dla niego każdy mecz przeciwko Barcelonie jest wyjątkowy. Jest przecież wychowankiem tego klubu.

Reklama

– Nie wyprę się tego, że byłem i jestem barcelończykiem – przyznaje Fabregas. Gdyby działacze Barcy mogli cofnąć czas, nigdy by się Hiszpana nie pozbyli. Do dziś nie mogą odżałować, że w 2003 r. oddali szesnastoletniego wówczas Fabregasa w ręce Wengera za zaledwie milion funtów. Boss Arsenalu od razu zobaczył w nim przyszłego lidera drużyny i obiecał, że pomocnik w ciągu roku zadebiutuje w zespole seniorów. W Barcelonie był tylko jednym z utalentowanych młodych piłkarzy, który podziwiał w akcji obecnego trenera Barcelony Pepa Guardiolę. Był bez szans na grę w Dumie Katalonii, zdecydował się więc wyruszyć na podbój Londynu. Hiszpańska prasa informuje o kolejnych ofertach, jakie Barca składa teraz mistrzowi Europy z 2008 r. Fabregas twierdzi jednak, że to tylko transferowe plotki. – Nie mogę się już doczekać tego dwumeczu. To będzie coś wielkiego – powtarza od kilku dni. Wciąż jednak nie jest pewne, czy w ogóle wybiegnie dziś na boisko. W ligowym meczu z Birmingham doznał urazu kolana i o tym, czy zagra, lekarze zdecydują zapewne w ostatniej chwili.

Po drugiej stronie barykady znajduje się Thierry Henry, legenda Arsenalu i jego były kapitan. Dla niego gra przeciw ukochanemu klubowi to prawdziwy horror. Jeśli Barcelona zdobędzie dziś bramkę, Henry na pewno nie będzie okazywał na Emirates wielkiej radości. – Dziwnie się będę czuł. Ja po prostu nie chcę grać przeciw Arsenalowi. Z kibicami z Londynu nawiązałem niesamowitą więź, spędziłem tam osiem najpiękniejszych piłkarskich lat – przyznaje francuski napastnik.

Wenger i Guardiola obiecują, że kibice zobaczą dziś wiele fantastycznych akcji. Obaj panowie komplementują rywali i na pierwszy rzut oka widać, że łączy ich przyjaźń. Wenger regularnie rozmawia ponoć z Guardiolą o trenerskim warsztacie, doradza mu, wspiera, a także... zazdrości. Obiektem zazdrości jest oczywiście niesamowity Lionel Messi, który w tym sezonie strzela bramkę za bramką. – Leo nie jest stąd, on jest z innej planety – rozpływa się w zachwytach nad Argentyńczykiem menedżer Kanonierów. – Zatrzymanie Messiego, czy to na Emirates, czy na Camp Nou, będzie graniczyło z cudem – ocenia. Pilnować Messiego będzie kilku rywali, ale Wenger zdaje sobie sprawę, że i to może nie wystarczyć. – Za każdym razem, gdy widziałem, jak gra Messi, mówiłem sobie: on już nie może być lepszy. Byłem w błędzie – przyznaje.

Reklama

Faworytem jest Barcelona, ale piłkarze Guardioli twierdzą, że będą się cieszyć, jeśli wywalczą w Londynie remis. – Emirates to twierdza niemal nie do zdobycia. W LM wygrał tu jedynie Manchester Utd – przypominają ostrożnie.

W drugim dzisiejszym meczu Inter podejmie CSKA Moskwa. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że Włosi to pewni zwycięzcy. Teraz jednak zespół Mourinho przegrał dwa kolejne mecze w Serie A, a Rosjanie, dla których już awans do ćwierćfinału był niespodzianką, nie mają nic do stracenia. Będzie ciekawie.

Typują bukmacherzy

Reklama

Kursy na stronie Bwin.com:

Arsenal – Barcelona:

1: 3,10 X: 3,30 2: 2,20

Inter – CSKA:

1: 1,38 X: 4,30 2: 8