Na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek w Anglii najbliżej tytułu jest stołeczna Chelsea, która ma punkt przewagi nad Manchesterem United. Przed tygodniem z rywalizacji odpadł londyński Arsenal.

Obaj pretendenci do mistrzostwa zagrają w niedzielę, a zdecydowanie trudniejsze zadanie stoi przed "The Blues", którzy zmierzą się na Anfield Road z największym przegranym sezonu - Liverpoolem. Gospodarze w czwartek odpadli w półfinale Ligi Europejskiej, a tylko dzięki sprzyjającemu zbiegowi okoliczności, w postaci potknięć rywali, mogą wywalczyć prawo gry w kwalifikacjach następnej edycji Champions League.

Reklama

Chelsea pokonała w meczu ligowym Liverpool na jego boisku po raz ostatni w październiku 2005 roku. Później wygrała tylko raz - przed rokiem w Lidze Mistrzów. Na pomoc zespołu z miasta Beatlesów liczy menedżer Manchesteru United Alex Ferguson.

"Jestem pewny, że szybko zapomną o niepowodzeniu w Lidze Europejskiej i dadzą z siebie wszystko. Liverpool to wielki klub, z piękną historią i wspaniałymi sukcesami. Jeden słabszy sezon czy jedno niepowodzenie nie może tego przekreślić. Tam grają i pracują ludzie z silnymi charakterami. Jestem pewny, że Chelsea czeka piekielnie trudne zadanie" - powiedział Ferguson.

Reklama

Mógł sobie pozwolić na słowa kurtuazji wobec Liverpoolu, gdyż gra toczy się o wielką stawkę. "Czerwone Diabły" mogą zostać pierwszą w historii Anglii drużyną, która sięgnie po tytuł czwarty raz z rzędu, a zdobycie mistrzostwa po raz 19. oznaczałoby awans na pierwsze miejsce w klasyfikacji wszech czasów, które obecnie dzieli z ... Liverpoolem.

Ekipa z Manchesteru, z Tomaszem Kuszczakiem zapewne jako rezerwowym bramkarzem, zagra w najbliższej kolejce na wyjeździe z Sunderlandem, który jest 10. w tabeli, a jesienią po czterech z rzędu porażkach potrafił zremisować 2:2 na Old Trafford.

W Hiszpanii walka o mistrzostwo, co wiadomo już od dawna, rozstrzygnie się między Barceloną i Realem Madryt. Cztery kolejki przed końcem zespół z Katalonii ma punkt przewagi. W najbliższej kolejce zagra w Villarreal, a "Królewscy" podejmą Osasunę Pampeluna.

Reklama

Broniąca tytułu "Barca" w środę musiała przełknąć gorzką pigułkę, gdyż w półfinale Ligi Mistrzów wyeliminował ją Inter Mediolan. Z kolei w Realu - kłopoty z kontuzjami. Do końca sezonu nie zagra Raul Gonzalez, a prawdopodobnie również Holender Rafael van der Vaart.

"Musimy szybko pozbierać się po odpadnięciu z Ligi Mistrzów, by nie stracić szansy na mistrzostwo kraju. Dużo ze sobą rozmawiamy, staramy się +oczyścić+ głowy. Teraz najważniejsza jest liga. Tylko to się liczy" - podkreślił szkoleniowiec Barcelony.

W Villarreal "Dumie Katalonii" nigdy nie grało się łatwo - z ostatnich siedmiu meczów ligowych na El Madrigal przegrała pięć.

>>>Czytaj dalej>>>



W Madrycie wierzą, że Barcelona jeszcze się potknie i tytuł trafi na Santiago Bernabeu. "Jest w nas wiele optymizmu. Stać nas na zwycięstwa w czterech kończących sezon meczach, a wtedy powinniśmy się cieszyć z mistrzostwa" - zaznaczył Brazylijczyk Kaka, który przed tygodniem po długiej przerwie spowodowanej kontuzją wrócił do składu i zdobył gola w wygranym 2:1 spotkaniu z Realem Saragossa.

Ostatnie dni były bardzo szczęśliwe dla Interu Mediolan. Najpierw prezent sprawili mu piłkarze Romy, którzy przegrywając z Sampdorią Genua zakończyli serię 23 meczów bez porażki i nie odzyskali prowadzenia w Seria A, a później - mimo porażki 0:1 w Barcelonie - mediolańczycy cieszyli się z awansu do finału Ligi Mistrzów.

Obecnie Inter wyprzedza Romę o dwa punkty. W najbliższej kolejce oba zespoły zagrają na obcych stadionach, odpowiednio z Lazio i Parmą.

Choć oba kluby ze stolicy nie darzą się sympatią, to Roma liczy na sąsiedzką pomoc. "Chcę wierzyć, że wyścig o scudetto jeszcze się nie skończył" - powiedział trener Romy Claudio Ranieri, a szkoleniowiec Lazio Edy Roja przyznał: "Nie gramy ani dla Interu, ani przeciw Romie, tylko dla siebie. Nasza sytuacja w tabeli jeszcze nie jest bezpieczna, więc każdy punkt urwany Interowi może być dla nas na wagę złota i utrzymania".

Drugi ze stołecznych klubów zajmuje obecnie 16. miejsce w tabeli, z przewagą sześciu punktów nad otwierającą strefę spadkową Atalantą Bergamo.

W Niemczech do zakończenia zostały dwie kolejki, a tabelę z identycznym dorobkiem punktowym otwierają Bayern Monachium i Schalke 04 Gelsenkirchen. W przypadku takiej samej liczby punktów na koniec sezonu, o kolejności zdecyduje bilans bramkowy, a ten ekipa z Bawarii ma zdecydowanie lepszy (13 goli więcej zdobytych przy równej liczbie straconych).

>>>Czytaj dalej>>>



W sobotę trudniejsze zadanie czeka zespół z Zagłębia Ruhry, który podejmie trzeci w tabeli Werder Brema. Strata punktów przez gości, którzy wygrali sześć z siedmiu ostatnich spotkań w Bundeslidze, może oznaczać koniec nadziei na grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Z kolei opromieniony awansem do finału Ligi Mistrzów Bayern zmierzy się w Monachium z broniącym się przed spadkiem VfL Bochum.

Wielkie emocje do ostatnich minut sezonu wróży dziennik "Bild". "Zdecyduje fotofinisz" - przewiduje gazeta.

"Bayern nie wytrzyma tempa. Zbyt wiele sił i nerwów kosztował wszystkich w tym klubie awans do finału Ligi Mistrzów. Po takim sukcesie zawsze koncentracja nieco spada. Nie sądzę, by wygrali oba spotkania do końca sezonu" - stwierdził zaczepnie trener Schalke Felix Magath, który w przeszłości pracował w Monachium.

Prowadzący Bayern Holender Louis van Gaal odparł: "Spokojnie, wszystko zależy od nas. Mistrzowską paterę trzymamy w rękach i chodzi tylko o to, by jej nie upuścić. 13 goli różnicy na naszą korzyść to jak jeden punkt przewagi. Poza tym Schalke ma trudniejszych rywali".

Magath nie dał za wygraną. "Bayern nie umie grać z drużynami broniącymi się przed spadkiem. Na pewno się jeszcze potknie" - podkreślił.