W Helladzie Malarz odbierał niedawno nagrodę. Tym razem jednak zupełnie inną i już całkowicie poważną - dla najlepszego bramkarza tamtej ligi za rok 2007. W barwach klubu z Xanthi nie puścił gola w siedmiu kolejnych meczach. Zespół zakończył sezon z najmniejszą ilością straconych bramek w całej Alpha Ethniki. Latem zmienił przeciętną Skodę na prawdziwego mercedesa wśród greckich klubów – za pół miliona euro trafił do Panathinaikosu. W Atenach jest uwielbiany, na tyle, że pojawił się pomysł, by z Malarza uczynić... Malaridisa i powołać do reprezentacji Grecji.

Reklama

"Jest coś na rzeczy, ale na razie nie ma co się emocjonować" - mówi nam Malarz, którego spotkaliśmy w Glifadzie, podateńskim kąpielisku słynącym z pięknych plaż i willi bogaczy. "Sprawa może jednak nabrać przyspieszenia po Euro i na pewno będę się musiał poważnie zastanowić. Pomysłodawcą tej akcji jest mój przyjaciel z Panathinaikosu, Georgios Karagounis. To osoba, która ma dużo do powiedzenia w reprezentacji. Fajnie, że chociaż Grecy się mną interesują. Dopuszczam taką możliwość, że któregoś dnia zagram dla nich. Nigdy nie dostałem żadnej szansy w polskiej reprezentacji, nawet w juniorach" - przypomina.

Malarz w Polsce zaznał wielu rozczarowań. "Nikt na mnie nigdy nie stawiał. Gdy byłem w Lechu trener Smuda mówił, że u niego numerem jeden jest Kotorowski i nic tego nie zmieni" - mówi z żalem. "A przecież nie nauczyłem się bronić w Grecji. Te umiejętności miałem wyjeżdżając z kraju. Kolejnym trenerom przeszkadzała moja fryzura i tatuaże. A w Grecji nikt nie zwaraca uwagi na to, jak wyglądam i co robię w czasie wolnym. Tu dali mi prawdziwą szansę" - podkreśla w DZIENNIKU.

Zapytany, czy nie czułby się dziwnie słuchając przed meczem hymnu greckiego długo się zastanawia. "Jestem Polakiem, to oczywiste. Moim największym marzeniem jest gra z orłem na piersi, ale przecież sam się nie powołam. Wiem też, że gdyby doszło do zmiany przeze mnie obywatelstwa, nikt w Polsce by po mnie nie płakał. Trafiłem w bardzo trudny okres. Jest Artur Boruc, później długo, długo nic i dopiero gdzieś daleko cała reszta. Ale ja chciałbym na początek znaleźć się nawet w tej luce między Arturem, a długo, długo nic" - mówi Malarz.

Reklama

Dobrym przyjacielem Malarza jest obrońca Olympiakosu Pireus, Michał Żewłakow, etatowy kadrowicz Beenhakkera. "Z zazdrością słucham jego opowieści o kadrze. Cały czas żartujemy żeby jakoś wpłynął na moje powołanie" - śmieje się Malarz,. "W pewnym momencie miałem naprawdę nadzieję, że Michałowi się uda komuś szepnąć słówko o mnie. Ale już właściwie nie mam złudzeń" - poważnieje po chwili.

Trudno się dziwić, bo ostatnio sytuacja polskiego bramkarza w Panathinaikosie uległa pogorszeniu. "Trener Jose Peseiro stosuje dziwny system rotacyjny. Sezon zacząłem ja. Po dziewięciu spotkaniach nagle straciłem miejsce między słupkami. A broniłem naprawdę dobrze. W lidze puściłem tylko jedną bramkę, i to z rzutu karnego. Bez słowa wyjaśnienia ze strony trenera zostałem zastąpiony przez Chorwata Mario Galinovicia. Nie jestem typem osoby, która chodziłaby do szkoleniowca i prosiła o podanie powodów tej decyzji. Coś próbowałem się dowiedzieć od trenera bramkarzy, ale on mi powiedział, że wszyscy są ze mnie bardzo zadowoleni i też nie wie o co chodzi. Dopiero po jakimś czasie Peserio wziął nas na rozmowę i powiedział, że będziemy zmieniać się do końca sezonu. Galinović zagrał dziewięć spotkań i wróciłem do gry. Zostało mi zakomunikowane, że teraz bronimy po pięć meczów. Znowu grałem dobrze, ale już nie czułem tej pewności. Wiedziałem, że cokolwiek by się nie działo, po pięciu meczach i tak będę musiał siąść na ławce" - opowiada.

Malarz miał wrócić do składu na pierwszy mecz w Pucharze UEFA z Glasgow Rangers. "Podchodzili do mnie dziennikarze, pytali jak się czuję, czy jestem gotowy. Udzieliłem kilku wywiadów o moim powrocie do bramki. Niestety na odprawie dowiedziałem się, że zagra Galinović. Trener powiedział, że Chorwat jest wyższy i ma większy zasięg ramion, dlatego z Wyspiarzami bardziej się przyda. Myślałem, że mnie krew zaleje. Gdyby Borucowi ktoś powiedział, że nie zagra, bo drugi bramkarz ma dłuższe ręce, to Artur wybuchnąłby śmiechem. To niepoważne. Niestety od tamtego czasu nie gram. Nie wiem, czy to jakiś nowy system, że teraz gramy po 12 albo znowu 9, czy też po prostu straciłem miejsce w składzie. Długo jednak tak nie wytrzymam. W końcu pójdę na rozmowę do trenera. W Grecji wszyscy się dziwią. W końcu zostałem najlepszym bramkarzem za poprzedni rok, jestem kandydatem do gry w tutejszej reprezentacji. A nie gram..." - zawiesza głos.

Malarz jasno stawia sprawę, że wszystkie decyzje podejmie dopiero po mistrzostwach Europy. "Jednego jestem pewien. Nawet jeżeli zostanę Grekiem, to nigdy nie będę Malaridisem, jak napisałem jedna z tutejszych gazet. Zawsze zostanę Malarzem" - kończy Polak.