"Wszyscy odstrzeliwali mnie z kadry od roku, ale to dla mnie nic nowego. Gdybym przyjmował to do siebie, to na boisku pewnie bym się denerwował. Wolałem robić swoje i okazało się, że trener miło mnie zaskoczył" - nie kryje satysfakcji piłkarz Górnika Zabrze. "Jestem bardzo szczęśliwy, że Leo Beenhakker zabierze mnie na mistrzostwa Europy. Chyba mało kto w to wierzył. W środę po południu mieliśmy sesję fotograficzną dla sponsorów. Kiedy wróciłem do pokoju, odebrałem mnóstwo SMS-ów z gratulacjami od rodziny i przyjaciół".
Michał wszystko to, co związane jest z kadrą, znosi z trudem. "Doznałem już nawet lekkiego zawrotu głowy" - przyznaje lekko zmieszany. Piłkarz przyjmuje kolejne nominacje od Beenhakkera z wielką radością, ale w myślach zadaje sobie pytanie: "Co ja tutaj robię?". Brak mu cech typowej gwiazdy. Brak mu również luzu i dystansu do własnej osoby. Zdecydowanie częściej zamyka się jednak w sobie. Jego nieufność łatwo można wytłumaczyć krytyką w mediach.
"Dziennikarze jak już do mnie dzwonią, to się dziwią, że ja wciąż w tej kadrze jestem. Potem piszą, że ten przeciętniak Pazdan znów miał szczęście. Nie ma Arkadiusza Radomskiego? Jak to możliwe? Przecież Pazdan miał odpaść, przekonują. Ale nie, on wciąż trwa i miesza szyki lepszym od siebie. Tak stałem się symbolem złej nominacji. Mnie to boli, bo przecież sam sobie tych powołań nie wysyłam. Panowie, to nie ja decyduję!" - mówi "Faktowi" piłkarz.
Pazdan wychował się w Nowej Hucie. Przyznaje żartobliwie, że ta dzielnica to taki krakowski Bronx. "Ludzie mówią, że w Nowej Hucie po zapadnięciu zmroku dzieją się różne dziwne rzeczy. Być może... Ale to nie znaczy, że całe dobro stamtąd odeszło. Mnie się udało, jestem przyzwoitym człowiekiem" - uśmiecha się Pazdan. "Faktycznie wódki nie piję, bo nie lubię. Jakoś nigdy mi nie smakowała. Kobiety? Na razie jestem sam. W tej chwili futbol jest dla mnie prawie wszystkim" - dodaje.
Zaczął trenować, mając 8 lat. Na zajęcia Hutnika zaprowadzili go starsi bracia Piotr i Paweł, którzy trochę kopali piłkę w trampkarzach i powiedzieli, że to fajny sposób na spędzanie wolnego czasu. Jeszcze rok temu Pazdan grał w III lidze. Górnik wykupił go z Hutnika za 100 tys. zł. "Teraz cena rośnie" - zaciera ręce Ryszard Szuster, prezes zabrzan. Nieoficjalnie wiadomo, że Pazdan wyceniany jest na milion złotych.
Po ligowym debiucie trener Górnika Ryszard Wieczorek nazwał go "profesorem". Dziś szkoleniowiec twierdzi, że jeśli Michał poradzi sobie z problemami, to wielka kariera stoi przed nim otworem. "Kiedy był monitorowany, to bez trudu przebiegał w trakcie meczu dwanaście kilometrów. A ma znacznie większy potencjał, to maratończyk. Świetnie gra głową, ma dobry odbiór piłki i przegląd sytuacji. Nie radzi sobie jednak z krytyką. Przeżywa to, co o nim piszecie, wszystkie uwagi bierze sobie do serca" - wyjaśnia Wieczorek.
Od roku przygoda Pazdana z piłką przypomina podróż kolejką górską. Niesamowite przyspieszenie kariery na razie mu nie zaszkodziło. Pozostał człowiekiem pokornym. "Odkąd to szaleństwo się zaczęło, mówię sobie, że będzie, co ma być. Przyjdzie powołanie - to dobrze, ale jak nie będzie kolejnej nominacji, to nie dam się zwariować. Wyjazd na Euro? To, że jestem w tej najściślejszej grupie, to już jest mój ogromny sukces. A jak zagram kilka minut, to... Zostańmy przy tym, że mistrzostwa nie śnią mi się po nocach. Śpię spokojnie i czekam" - dodaje piłkarz. "Czasami jestem nazbyt ambitny i robię więcej, niż mi każą. Wiosną miałem już jedną fizyczną zapaść, bo chciałem zbyt wiele rzeczy zrobić naraz. Wronki, Szczecin, Zabrze, przejazdy pociągiem, przeloty i nagle nogi przestały mnie nieść".
A jednak tegoroczna wiosna kończy się dla Pazdana pięknie. Pojedzie na finały mistrzostw Europy! "To dla mnie ogromny zaszczyt. Wierzę, że co najmniej wyjdziemy z grupy. Wiem, że z dnia na dzień klaruje się jedenastka na mecze mistrzostw, ale liczę na to, że selekcjoner pozwoli mi zagrać podczas tego turnieju" - mówi zawodnik, ale też skromnie dodaje: "Zdecydowanie uważam, że mój czas nadejdzie... po Euro, bo przecież nie od razu Kraków zbudowano".