"Dzisiaj mogę sobie mówić, że to było łatwe, ale trochę strachu się najadłem. Na szczęście uderzyłem dobrze, a my wygraliśmy bardzo ważny mecz" - mówi Wasilewski. Spotkanie skończyło się rezultatem 4:2, co sprawiło, że Fiołki mają trzy punkty przewagi nad Standardem.

Reklama

"To dlatego presja przed meczem była tak duża. Przed meczem na każdym kroku dało się odczuć, że gramy o coś ważnego" - opowiada Wasilewski DZIENNIKOWI. "W pierwszej połowie byliśmy trochę sparaliżowani, ale potem poszło już dobrze".

Po zdobytej bramce Wasilewski oszalał ze szczęścia. Wskoczył na płot i wyściskał się z kibicami. "To takie nasze The Kop" - żartuje belgijski dziennikarz Yves Taildeman, porównując sektor najbardziej fanatycznych kibiców Anderlechtu do słynnej trybuny na Anfield Road w Liverpoolu. "<Wasyl> bardzo się cieszył. Tak bardzo, że dostał żółtą kartkę".

"Szkoda, ale w takich momentach człowiek nie myśli o konsekwencjach" - tłumaczy Wasilewski oraz dodaje, że bzdurą są informacje, jakoby nie on, a Jan Polak miał strzelać karnego. "Trener wyznaczył mnie i ja strzelałem. A Polak podał mi po prostu piłkę przed karnym".

Zdaniem „Wasyla” cztery punkty przewagi nad Standardem to za mało, by już cieszyć się z mistrzostwa. "Już po rundzie jesiennej mieliśmy taką przewagę i ją roztrwoniliśmy. Musimy uważać. Przed tą rundą trener powiedział nam, że mamy zdobyć puchar i mistrzostwo. Z pucharu odpadliśmy, nie mamy więc wyjścia - musimy wywalczyć tytuł".