Reissowi zostały przedstawione zarzuty korupcyjne dotyczące sezonu 2003/2004 i następnie, po wpłaceniu kaucji, piłkarz został zwolniony. Lech Poznań, dla którego rozegrał 360 meczów i strzelił 130 goli, zawiesił go w prawach zawodnika, a przed kilkoma dniami po cichu pożegnał się z kłopotliwą obecnie ikoną kibiców z Poznania. 37-letni Reiss nie zamierza jednak kończyć kariery. Przerywa milczenie na łamach „Dziennika” i mimo że jego sprawa jeszcze się nie zakończyła, zapowiada powrót na boisko.
Godnie zakończyć karierę
"Tysiące razy myślałem o zakończeniu kariery. Ale nie może być tak, że pomówienie jakiegoś działacza mającego problemy z alkoholem, staje się od razu dowodem w sprawie o korupcję. Nie chcę, żeby ludzie mówili o mnie Piotr R. Mam dość pisania o mnie na forach internetowych <sprzedawczyk>. Jeśli zakończę karierę, to w sposób godny i przy kilku tysiącach kibiców. Jak będzie trzeba, to sam wynajmę stadion przy Bułgarskiej, płacąc za niego miastu takie same pieniądze, jak płaci Lech" - mówi Reiss.
>>>Lech przywróci do łask podejrzanego piłkarza
"Wiele się działo ostatnio w moim życiu. Najpierw byłem po prostu załamany. Sposób, w jaki zostałem przedstawiony w mediach, był kompletnie niezgodny z rzeczywistością. Starałem się wyciszyć w górach samotnie i z rodziną. To właśnie moja rodzina i moi przyjaciele, do których zaliczam też kibiców okazujących mi wsparcie na każdym kroku, dali mi siłę, żeby jeszcze raz stanąć do walki. Rozpocząłem pisanie książki, żeby pokazać prawdę o sobie i o tym, czego - ja prosty chłopak z poznańskiego Grunwaldu - byłem świadkiem w polskiej piłce nożnej przez ostanie ćwierć wieku („Piotr Reiss - Spowiedź piłkarza” powinna ukazać się najpóźniej w sierpniu - przyp. red.). Ale - co najważniejsze - zacząłem indywidualnie trenować i czuję się w formie rozpocząć przygotowania do sezonu. Chcę grać" - deklaruje stanowczo.
„Nie mogę się bronić”
Reiss przyznaje, że myślami na temat swojej przyszłości bił się od dawna. "W mediach wydano na mnie wyrok: podejrzany znaczy winny. Wiele osób doradzało mi usunięcie się w cień, niekomentowanie sytuacji i tak starałem się postępować. Ale potem przyszła refleksja: czy mam się stać ofiarą <chorego systemu piłki nożnej> przełomu lat 90. i obecnego stulecia? Wtedy nie wiadomo, kto był właścicielem danego klubu, rozgrywki podlegały PZPN-owi, a piłkarzom miesiącami zalegano z wypłatą zakontraktowanych pieniędzy. Wielu z nich nigdy nie dostało swoich należności. Doszedłem do wniosku, że Piotr Reiss to nie jest Piotr R. na okładkach gazet, ale poznaniak z Grunwaldu, od dziecka kibic Kolejorza, wychowanek klubu, który rozegrał blisko 400 meczów i strzelił ponad 130 bramek dla jednego klubu, król strzelców, piłkarz Bundesligi, reprezentant Polski, który radził sobie w Hercie Berlin, został graczem roku MSV Duisburg wybranym w plebiscycie kibiców. Piłkarz, którego Lech nigdy nie musiał kupować czy odkupować, piłkarz, który wracał w trudnych momentach i bez względu na rozstrzygnięcie mojej sprawy nie pozwolę, aby to co zrobiłem dla piłki, od tak zniszczyć. Poza tym jestem zapraszany przez fundacje i organizacje charytatywne, bo jest jeszcze sporo dzieciaków, które bez względu na moją sytuację marzą o spotkaniu z Reissem i właśnie dla nich będę chciał to wszystko jak najszybciej wyprostować".
"Niech pan to wyprostuje teraz. Wyłoży kawę na ławę, o co jest pan konkretnie posądzany, jak to było naprawdę" - namawiamy.
"Chciałbym publicznie wszystko wyjaśnić, ale z powodu prowadzonego śledztwa po prostu nie mogę. To jest właśnie ta olbrzymia przewaga prokuratury. W obliczu oczerniania mnie w mediach nie mogę się bronić. Potwierdziłem w prokuraturze pewne fakty i jeszcze raz podkreślam: nigdy nie sprzedałem meczu Lecha. Obecnie tylko władze Lecha skazały mnie na odejście z klubu z powodu zarzutów, których jeszcze nie zweryfikował sąd. Jedyne co może dać do myślenia to postanowienie Sądu Rejonowego we Wrocławiu o zwrocie 70 tys. zł z wartości kaucji, którą wpłaciłem w lutym" - broni się Reiss i opowiada o dramacie, który przeżywali jego najbliżsi.
>>>Piotr Reiss zdradzi Lecha dla ŁKS
"Przeszli piekło niepewności, w czasie gdy siedziałem dobę w areszcie śledczym we Wrocławiu bez możliwości kontaktu z kimkolwiek z nich. Na szczęście sąsiedzi moich rodziców, moi sąsiedzi na osiedlu i wszyscy związani z naszymi dziećmi w szkołach czy przedszkolu zachowali się niezwykle fair. Nie przesądzali momentalnie o mojej winie, lecz udzielali mi i mojej rodzinie wsparcia. Za to im jestem wdzięczny i dziękuję" - deklaruje piłkarz.
Legenda pod znakiem zapytania
"Ja sam też jestem dzisiaj bogatszy o wiele doświadczeń, ale na początku było mi bardzo ciężko, zwłaszcza psychicznie. Byłem również kompletnym żółtodziobem w kwestiach prawnych, na szczęście dzięki pomocy przyjaciół znalazłem wspaniałych adwokatów. Klub zachował się fair pod względem finansowym, ale bardziej od pieniędzy potrzebowałbym właśnie porady prawnej, a przede wszystkim dobrego słowa i pokazania, że wciąż jestem w rodzinie Lecha. Tego mi zabrakło, a raczej powinienem powiedzieć" - tego mi wciąż brakuje.
Po informacji na temat zatrzymania Reissa kibice Lecha byli w kropce. Bronić swojego idola czy potępiać za to, że być może sprzedawał mecze ukochanej drużyny. Do dziś Poznań jest w tej kwestii podzielony.
"O tym, kto jest legendą Lecha, decydują tylko i wyłącznie kibice, a nie ja, nie zarząd, nie właściciele klubu. Legendą staje się ten zawodnik, który wiąże się z danym klubem na dobre i na złe. Niech ktoś mi pokaże takiego, co przychodzi do Lecha i mówi: „Chcę tu grać do końca mojej kariery”. Dzisiaj każdy przychodząc do Lecha, myśli: wypromować się tak, żeby za 3 - 4 lata wyjechać na Zachód. Niestety tę spiralę nakręcają też działacze, którzy zbyt często myślą o klubie w kategorii kupić - sprzedać zawodnika, podczas gdy powinni myśleć: <mieć milion kibiców utożsamiających się z klubem i wypełniony po brzegi 40-tysięczny stadion na każdym meczu>” - mówi Reiss.
"Nie mogę odmówić piłkarzom Lecha profesjonalizmu i wysokiego poziomu piłkarskiego. Ale śmiem twierdzić, że Murawski po trzech latach gry w Lechu nie będzie legendą klubu. Lewandowski - fantastyczny talent i świetny zawodnik - po prostu znakiem firmowym klubu być nie chce, bo prędzej niż później wyjedzie na Zachód. Jeśli ktoś myśli, że w Poznaniu w sztuczny sposób wykreuje kibicom legendę - to się grubo myli" - dodaje zawodnik.
Żal do działaczy
Ekstraklasa SA chce, aby piłkarze z zarzutami nie mogli grać, dopóki procesy się nie zakończą. Gdyby projekt przeszedł powrót Reissa na boisko byłby niemożliwy.
"Podporządkuję się każdej decyzji Ekstraklasy. Wierzę, że panowie ze spółki prowadzącej rozgrywki potraktują wszystkich piłkarzy, wszystkich działaczy i wszystkie kluby jednakowo. Z drugiej strony nie jestem naiwny, w radzie nadzorczej Ekstraklasy zasiadają konkretni ludzie mający swoje interesy. Jeśli więc zawieszamy - to wszystkich. Jeśli poręczenie majątkowe do wysokości np. rocznego kontraktu - to dla wszystkich, wliczając w to działaczy. Jeśli poręczenia lub kary finansowe dla klubów, to np. do wysokości rocznego budżetu klubu - dla wszystkich. Jedyne, na czym zależy piłkarzom - w tym mnie - i klubom to na szybkiej decyzji, bo najgorsza jest niepewność. Pytam się też, czy celem jest to, aby obarczyć odpowiedzialnością osoby podejrzewane o coś w ostatnich pięciu latach? A co z autorami kompromitujących wydarzeń z lat 90., które można podziwiać jedynie na YouTube. Ci ludzie również teraz działają w piłce i mówią o <przejrzystości> zasad. Wiedzą, że nigdy nie odpowiedzą za swoje czyny. To jest sprawiedliwość?! Natomiast poparłem pismo stowarzyszenia piłkarzy opowiadających się za abolicją, bo obecne przepisy ratują tych, którzy ośmieszali się kiedyś przed całą Polską i teraz z takich piłkarzy jak ja się śmieją" - argumentuje Reiss.
>>>Podejrzany o korupcję chce wrócić na boisko
Otwarcie mówi, że ma żal do działaczy Lecha, nawet przez moment nie usiłowali go bronić. "Kiedyś ci sami działacze jeszcze w Amice Wronki pomogli młodemu chłopakowi, który stawiał wtedy pierwsze kroki w ekstraklasie i popełnił życiowy błąd: po pijanemu zabił człowieka. Chłopak grał cały czas w zespole i nikomu nie przyszło na myśl go zawieszać. Potraktowanie mnie wobec takiego porównania pozostawiam bez komentarza. Szkoda, że deklarowali, iż nie zostawią mnie samego i dopiero pod koniec kwietnia uświadomiono mi, że jestem blokowany w Lechu. Jeden z pracowników potwierdził odgórny przykaz „ma nie być Reissa” na stronie internetowej, plakatach, fankartach etc. Jak w środę poszedłem pożegnać się z klubem, z którym związany byłem przez 28 lat, to było kompletnie pusto. Podziękował mi jedynie gospodarz stadionu, pan Geniu. Smutne, że tylko on. Ale wie pan co? To nie jest jeszcze mój koniec. Gdzieś jeszcze zagram. Chcę, żeby mój syn zapamiętał mnie, jak schodzę z boiska uśmiechnięty" - mówi Reiss.