Najpierw w 85. minucie znalazł się sam z bramkarzem Azerbejdżanu, ale strzelił za wysoko. Pięć minut później miał jeszcze lepszą okazję, ale piłka minimalnie przeszła obok słupka. Gdyby trafił, Łukasz Garguła miałby w tym meczu nie trzy, a cztery asysty.

Reklama

"No tak... cholera jasna, trochę mi głupio, ale mam nadzieję, że w środę jakoś to nadrobię" - żartował Żurawski. Napastnik Celticu Glasgow jakoś nie
może się przełamać. Ostatnią bramkę dla reprezentacji strzelił 7 września 2005 roku w meczu z Walią. Czyli minęło już ponad półtora roku. - pisze "Fakt".

"Panie Macieju, niech pan obieca, że strzeli pan w meczu z Armenią" - domagali się dziennikarze. "To może wy obiecajcie, że strzelę" - odpowiadał dowcipnie Żurawski. "Jasne, że jestem na siebie zły. Jak zawsze, gdy nie strzelam gola" - przyznał w rozmowie z "Faktem" kapitan polskiej reprezentacji. "Z drugiej strony, jak wygrywamy 5:0, to czy ma to takie znaczenie, kto zdobywa bramki?" - zapytał po chwili "Żuraw", który w meczu z Azerbejdżanem zagrał na pozycji cofniętego napastnika.

Przez ostatnie dwa miesiące Żurawski pauzował z powodu kontuzji, więc trudno mieć do niego pretensje. "Wygląda na to, że brak mi ogrania, ale przecież nie grałem dosyć długo. Sam byłem bardzo ciekaw swojej formy i jestem z niej zadowolony, bo myślałem że zagram słabiej" - stwierdził Żurawski.

Reklama

Przyznał, że drużyna naszych rywali od początku nie zrobiła na nikim wielkiego wrażenia... "Można powiedzieć, że Azerbejdżan to był dobry rywal, by sobie pobiegać i złapać rytm meczowy. Plan był taki, żeby dorwać przeciwnika, stłamsić go i później punktować kolejnymi bramkami. Na takie mecze jak ten trudno się skoncentrować, bo w podświadomości zawsze jednak pojawia się informacja, że to znacznie słabszy rywal. Ale daliśmy radę. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że gramy tak jakby było 0:0. I udało się. Teraz musimy podejść równie poważnie do Armenii w środę. Potrzebujemy tych trzech punktów" - mówi kapitan reprezentacji.